Kolejny zgrzyt w relacjach wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka i ministra skarbu Aleksandra Grada. Choć budynki obu ministerstw w stolicy stoją obok siebie, to kierujący resortami szefowie jakoś nie mogą dojść do porozumienia. Tym razem w sprawie JSW. Wicepremier Waldemar Pawlak miał jechać do Katowic, by złożyć kwiaty pod pomnikiem Wojciecha Korfantego w 138. rocznicę jego urodzin. Kwiaty złożył, ale to nie to wywołało burzę. Spotkał się z dziennikarzami, którym oznajmił, że skoro w Jastrzębiu nie ma porozumienia na linii zarząd - związki, to harmonogram debiutu planowanego na 30 czerwca trzeba zmienić. Mogę się tylko domyślać reakcji ministra Grada, który właśnie na ten dzień planował złożenie w Komisji Nadzoru Finansowego prospektu JSW. Po kilku godzinach w dość ostrym oświadczeniu wyraził zdziwienie stanowiskiem resortu skarbu. Okazało się, że prospektu, choć gotowy, złożyć nie można, bo nie ma uchwały WZA. A rolę walnego dla spółek węglowych pełni nie kto inny, jak minister gospodarki. A jeszcze kilka dni temu wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska mówiła, że uchwała taka nie jest potrzebna, bo resort skarbu robi swoje.
Myślałam, że rządowi trzeba trochę więcej, by wyprowadzić go z równowagi. spektakularnych pikiet w stolicy czy strajku generalnego? Ale okazuje się, że nie. Górnikom z JSW wystarczyło zatrzymać na dobę wydobycie węgla z pięciu kopalń. Nie zdążyli nawet jeszcze zablokować wysyłki węgla, która ma się zacząć 26 kwietnia, a tu proszę – debiut giełdowy JSW jednak możliwy później, bo w końcu ktoś zrozumiał, że otwarta wojna obniża wartość spółki, która przy obecnej koniunkturze na węgiel koksowy (JSW jest jego głównym producentem w UE), bazę do produkcji stali może wynosić nawet ponad 12,5 mld zł.
Ale z drugiej strony propozycje gwarancji dla górników były bardzo daleko idące. Przypomnijmy: za darmo akcje nawet dla tych, którzy nie są do nich uprawnieni (ciekawe, czemu nie było tak w przypadku debiutu Tauronu, gdy akcji nie mogli dostać np. górnicy z Południowego Koncernu Węglowego), zachowanie pakietu kontrolnego spółki w rękach państwa (czyli żadna prywatyzacja, a upublicznienie firmy), pięcioletnie gwarancje pracy (załoga chce dziesięcioletnie) etc. A opór i tak był. Czy zadowoliłaby ich dymisja ostatniego w rankingu ulubionych prezesów Jarosława Zagórowskiego? Być może, ale takich zmian kadrowych nie czyni się tuż przed debiutem.
W JSW wszyscy się pogubili. Związkowcy w swoich żądaniach, zarząd w swoim uporze, ministrowie w tym, że nie dopilnowali, by strony sporu dogadały się, nim odtrąbi się plan i murowany sukces największej oferty na rynku pierwotnym w tym roku (skarb państwa miał zarobić na sprzedaży akcje grubo ponad 3 mld zł, a to ważna kwota choćby w kontekście fiaska sprzedaży Enei). Oby tylko spółka, na której towar jest teraz na świecie rekordowa koniunktura, znów na tym nie ucierpiała. Jej debiut i sukces jest potrzebny całemu śląskiemu górnictwu. Bez względu na to, czy będzie konsolidowane, w całości, w części czy wcale. A uleganie presji związków może spowodować, że upublicznianie kolejnych spółek węglowych może się okazać bardziej karkołomne, niż się komuś wydaje. Panowie ministrowie, to Śląsk to nie Bogdanka...