– 99,9 proc. naszych absolwentów nie będzie narażonych w trakcie swej kariery na pokusę popełnienia defraudacji. Chcemy jednak zaznajomić ich z ekonomicznymi i finansowymi mechanizmami, by zrobić z nich odpowiedzialnych obywateli – wyjaśnia Anne-Laure Delatte, profesor finansów z Rouen Business School, która podczas zajęć ze studentami analizuje przypadek słynnego maklera-przestępcy, Jerome'a Kerviela, znanego z tego, że naraził bank Societe Generale na stratę 4,9 mld dolarów.
Nie zaprosiła jednak na zajęcia Kerviela, co zresztą byłoby trudne, skoro odsiaduje on trzyletni wyrok więzienia za główną rolę we francuskim „oszustwie stulecia". Kerviel, który stał się medialnym celebrytą i ma do zapłaty 4,9 mld euro odszkodowania, będzie zresztą zbyt drogim uczestnikiem spotkań na uczelniach, choć te w ramach zajęć z etyki biznesu coraz chętniej zapraszają ludzi, którzy tę etykę (obok prawa) naruszali. – Takie spotkania z życiowym przykładem dużo lepiej zostają w pamięci naszych studentów niż wykład o etyce w biznesie – twierdzi w rozmowie z „Financial Times" Bill Resler z Foster Business School Uniwersytetu w Waszyngtonie.
Wieloletnią tradycję zapraszania przestępców w białych kołnierzykach na zajęcia z etyki ma też Tuck School of Business w prestiżowym Dartmouth College.
Takie spotkania raczej nieprędko zagoszczą na polskich uczelniach. Bynajmniej nie przez brak potencjalnych gości. – Uczenie etyki przez strach nie jest dobrym przekazem – twierdzi prof. Wojciech Gasparski, dyrektor Centrum Etyki Biznesu na Akademii Koźmińskiego. Dodaje, że istotą nauki etyki jest pokazywanie argumentu moralnego w decyzji biznesowej – tego, że po wyjściu z firmy stajemy się konsumentami, na których oddziałują inni ludzie biznesu.
Również prof. Witold Orłowski, dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, twierdzi, że spotkania z oszustami nie są dobrą metodą nauki etyki.