G8 ma wspólnie 42 proc. głosów elektorskich. Gdyby przyłączyły się do nich wszystkie kraje UE, liczba głosów sięgnęłaby 50 proc. To nadal nie wystarczy, ponieważ kandydat na szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego musi zyskać ponad 50 proc. głosów.
Dlatego francuska minister finansów Christine Lagarde wyruszyła właśnie z ofensywą uśmiechów do Brazylii, Chin i Indii. Odwiedzi też kilka krajów Bliskiego Wschodu. Brazylia ma 1,38 proc. głosów, Chiny – 3,65 proc. Przed wylotem do Brazylii pani Lagarde napisała na Twitterze: „Wylatuję do Brazylii. Jutro mam lunch z moim dobrym kolegą Guido Mantegą, a potem spotkanie z prezesem banku centralnego Alexandre Tombinim". Ta wizyta zapewne skończy się sukcesem pani Lagarde, bo Brazylijczycy już wcześniej ujawnili, że nie zamierzają starać się o to stanowisko.
Z ciepłym przyjęciem Lagarde spotka się zapewne w krajach arabskich, bo prezydent Francji Nicolas Sarkozy podczas ostatniego szczytu G8 sprawnie zorganizował pomoc dla krajów, w których zmieniły się rządy po rewolucji jaśminowej. Trudniej będzie w Pekinie, bo Chińczycy na razie nie wyrazili poparcia dla żadnego kandydata. Kontrkandydatem Lagarde jest Meksykanin Agustino Carstens, traktowany jako reprezentant krajów rozwijających się.