– Osobiście nie jestem zwolenniczką wprowadzania kwot. Jednak podobają mi się rezultaty, które przynoszą – powiedziała wczoraj Viviane Reding, unijna komisarz ds. sprawiedliwości i praw podstawowych. Rok temu przedstawiła propozycję samoregulacji.
Chodziło o obietnicę dojścia do poziomu 30 proc. kobiet w zarządach do 2015 r. i 40 proc. do 2020 r. Tylko 24 spółki zgłosiły chęć poddania się nowym wymogom. Dlatego teraz Komisja Europejska proponuje kwoty obowiązkowe. Na razie, do 28 maja, będą trwały konsultacje publiczne: z rządami, pracodawcami, związkami zawodowymi i organizacjami pozarządowymi. Potem KE zaproponuje konkretne zmiany prawne.
Wiążące kwoty kobiet w zarządach ma pięć państw UE: Belgia, Francja, Włochy, Holandia i Hiszpania. Podobne rozwiązania stosują też dwa inne kraje europejskie – Norwegia i Islandia. Zdaniem Europejskiego Lobby Kobiecego samoregulacje nigdzie nie przynoszą spodziewanych efektów, mogą najwyżej przygotowywać grunt pod wprowadzone później kwoty obowiązkowe. Co więcej – twierdzi EWL – kwotom muszą towarzyszyć sankcje. Jednak nie finansowe, bo wielkie koncerny często stać na zapłacenie kary. Najlepiej sprawdzają się sankcje polegające na unieważnieniu decyzji o wyborze zarządu, jeśli nie zawiera on wymaganej prawem proporcji kobiet. – Od ostatniego roku największy postęp dokonał się we Francji, bo tam właśnie wprowadzono obowiązkowe parytety. Radykalna zmiana wymaga podobnych decyzji w innych krajach – uważa Cecile Greboval, sekretarz generalna EWL.
Pomysł parytetów ma wielu przeciwników. Organizacje pracodawców zwykle protestują przeciwko wszelkim nowym administracyjnym nakazom czy zakazom, ingerującym w ich funkcjonowanie. Tak jest i teraz, choć niektóre firmy, np. Siemens i Philips, ze strachu przed kwotami kilka dni temu ogłosiły wewnętrzne strategie dochodzenia do równowagi płciowej na szczytach firmy.
Pomysł Brukseli skrytykował przedstawiciel brytyjskiego rządu ds. równości w biznesie Lord Davies. On sam jest wielkim zwolennikiem zmian, ale uważa, że nie mogą to być kwoty obowiązkowe. Bo znalezienie kobiet na kluczowe stanowiska i zmiana kultury organizacyjnej wymaga czasu. Dlatego w Wielkiej Brytanii zaproponował na razie dobrowolny parytet 25 proc.