Blisko 1,2 tys. poszkodowanych klientów w aferze Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej nie ma co liczyć na odzyskanie choć części pieniędzy z zabezpieczonego przez śledczych majątku. Należał on do trzech oskarżonych szefów grupy spółek działających pod nazwą WGI – Macieja S., Łukasza K. oraz Andrzeja S.
Ze śledztwa „Rz" wynika, że w zdecydowanej części się on rozpłynął. Pewna jest tylko gotówka – 600 tys. zł m.in. poręczeń majątkowych, które dwa miesiące temu wpłynęły wraz z aktem oskarżenia na kontro depozytowe sądu. Ale to kropla w morzu roszczeń.
Kto mu na to pozwala?
Największym zabezpieczeniem prokuratury była Villa Radość, rezydencja z basenem Macieja S., warta realnie 9–10 mln zł. Okazała willa jest od lat wynajmowana do kręcenia filmów – m.in. „Przepis na życie" czy „Rezydencja". Jak ustaliła „Rz", w czasie kiedy trwało śledztwo, wielokrotnie zmieniała właściciela. Z analizy ksiąg wieczystych wynika, że w ostatnich miesiącach została obciążona również kilkoma umowami najmu i dzierżawy przez rodzinę oskarżonego lub należące do nich spółki. Po co? By nikt jej nie kupił, a willa została „w rodzinie".
– S. gra na nosie wymiarowi sprawiedliwości i organom ścigania od samego początku. A ja pytam, kto mu na to pozwala? – denerwuje się jeden z pokrzywdzonych klientów WGI.
Rezydencję (ponad 1000 mkw.) z basenem, w otoczeniu lasów położoną na terenie blisko 4 tys. mkw. w warszawskim Wawrze przy ul. Koprowej Prokuratura Okręgowa w Warszawie zabezpieczyła w 2006 r., zaraz po zatrzymaniu szefów WGI i postawieniu im zarzutów. Wtedy jej właścicielem był 30-letni Maciej S. Wyceniła ją tylko na 3,3 mln zł, tłumacząc to dziś ówczesnymi realiami na rynku nieruchomości.