Z pomocą takim skarżącym mogą przyjść zazwyczaj jedynie adwokaci i radcowie entuzjaści, którzy zajmują się tematyką praw człowieka lub liczą na to, że wystąpienia w głośnych procesach strasburskich zaprocentują w przyszłości nowymi klientami.
Takich prawników jest jednak za mało, zwłaszcza że polskich spraw przed Trybunałem ciągle przybywa.
– Miesięcznie co najmniej kilkanaście osób przychodzi z pismami ze Strasburga, ale ja nie mogę wyznaczyć, zmusić adwokata do podjęcia się ich reprezentowania – wskazuje adwokat Rafał Dębowski, od kilku miesięcy zajmujący się takimi wnioskami w Warszawskiej Radzie Adwokackiej. – Mogę im wskazać tylko nazwiska potencjalnie chętnych, nic więcej.
Małgorzata G. dostała właśnie pismo z Trybunału w Strasburgu o dopuszczeniu jej skargi (po wstępnym zbadaniu). Dowiedziała się też z niego, że na tym etapie sprawy musi występować z adwokatem (radcą). Wyznaczono też jej termin na przesłanie pełnomocnictwa. Jeżeli pani ma trudności ze znalezieniem prawnika, proszę się zwrócić do Rady Adwokackiej lub Izby Radców Prawnych – napisał Strasburg. Ale pismo kończy się stwierdzeniem, że prezes Izby (w Trybunale) „zadecyduje następnie, czy przyznać pomoc prawną”, a wysokość należnego prawnikowi wynagrodzenia ustali kanclerz. Napisano w końcu, że kwoty które Trybunał może zapłacić, „zwykle nie pokrywają w całości kosztów reprezentacji prawnej przed TPC”.
Adwokaci nie chcą podejmować się tych spraw, nie mając gwarancji wynagrodzenia, a gdyby prowadzili sprawę pro bono, i tak musieliby płacić VAT (stary ich kłopot, tyle że zupełnie polski).