Anna Słojewska z Brukseli
Odwrót inwestorów od francuskiego długu, a w konsekwencji konieczność wysupłania setek miliardów euro pomocy dla tego kraju, przestał być scenariuszem z kategorii science fiction. – Wszystko jest teraz możliwe. Francja jest trzy miesiące za Włochami – ocenia w rozmowie z "Rz" Simon Tilford, główny ekonomista londyńskiego Centre for European Reform.
– Widziałem problemy fiskalne Francji od lat. Ale szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego spadku zaufania inwestorów – mówi z kolei Jean Pisani-Ferry, dyrektor brukselskiego instytutu Bruegela.
Francja wymieniana jest jako kolejne słabe ogniwo w strefie euro przede wszystkim z powodu problemów Włoch. Francuskie banki intensywnie kupowały obligacje włoskie i w razie ewentualnej redukcji włoskiego długu – jeśli nie powiedzie się ratunkowa misja premiera Maria Montiego – to one poniosą największe straty.
Paryż nie jest jednak bez winy. – Francja zawsze miała zbyt wysoki deficyt budżetowy – przypomina Pisani-Ferry. Ostatni raz wydatki równały się dochodom w 1974 roku. Od tamtej pory politycy u władzy zawsze wydawali więcej, niż byli w stanie ściągnąć w formie podatków. Również dlatego, że każdy kolejny prezydent za punkt honoru poczytywał sobie obniżki podatków, przez co lista różnego rodzaju wyjątków sięga już 500 pozycji.