Wiceprezes Narodowego Banku Polskiego Witold Koziński zapowiada dalsze interwencje na rynku walutowym. W ocenie ekonomistów rząd może do końca roku wymienić jeszcze 4 – 6 mld zł.
– Sądzę, że BGK sprzeda większość walut w drugiej połowie grudnia – mówi Mateusz Szczurek, ekonomista ING. – Zakładam, że ostatniego dnia roku za unijną walutę będziemy płacić 4,43 zł. Monika Kurtek z Banku Pocztowego liczy nawet, że będzie to 4,35 zł za euro.
Ekonomiści nie wykluczają jednak osłabienia naszej waluty nawet do 4,8 zł za euro – którym straszył nas Goldman Sachs. Stanie się tak, jeśli nadal będzie postępował rozpad europejskiego systemu finansowego. – Polska jest stosunkowo odporna na spowolnienie gospodarcze u partnerów handlowych – tłumaczy Szczurek. – Jednak taki sam deficyt obrotów bieżących jak w Czechach, z racji mniejszego handlu zagranicznego i wzrostu PKB, grozi większym osłabieniem w wypadku odcięcia od zagranicznego finansowania – dodaje.
Jarosław Janecki z Societe Generale uważa, że największym zagrożeniem dla kursu naszej waluty są decyzje, a właściwie ich brak, w sprawie wzmocnienia strefy euro. – To, czy będzie takie ryzyko, zależy bezpośrednio nie od sytuacji w kraju i działań BGK i NBP, ale od tego, co się wydarzy 9 grudnia na posiedzeniu Rady Europejskiej – twierdzi Janecki. – Sądzę, że nasza waluta wzmocni się wraz z pojawieniem się ostatecznych rozwiązań, które zostaną zaproponowane na unijnym szczycie.
Jakub Borowski z Kredyt Banku zwraca uwagę na obniżkę stóp procentowych przez EBC, która może nastąpić w przyszłym tygodniu, i ostatnie wypowiedzi prezesa banku wskazujące na rosnące prawdopodobieństwo nieograniczonej interwencji EBC na rynku długu. – To też przyczyni się do umocnienia złotego do poziomu 4,36 za euro – uważa Borowski. – Z moich szacunków wynika, że zadłużenie liczone metodą krajową sięgnie na koniec 2011 r. 53,5 proc. w relacji do PKB.