„Niepoprawni ekonomicznie” analitycy sugerowali, że nie spowodowała jej nagła troska o przestrzeganie praw człowieka w Libii, tylko o przestrzeganie standardu dolara w rozliczeniach na rynku ropy naftowej, który pułkownik Kaddafi miał zamiar naruszyć na rzecz złotego arabskiego dinara bitego w oparciu o własne zasoby złota szacowane na prawie 150 ton.
Nie ma już Kaddafiego. I nie ma części złota. Kassim Azzuz – nowy prezes libijskiego banku centralnego – stwierdził, że reżim sprzedał około 20 proc. zasobów złota – 29 ton. Ale nie powiedział komu. Może sprzedał, a może nie – trudno teraz sprawdzić. Może zwycięzcy wzięli sobie nie tylko słynny złoty pistolet pana pułkownika Kaddafiego? Reszta już nie będzie służyć biciu dinara do rozliczeń za ropę – przynajmniej na razie.
Pewien dysonans na „rynkach finansowych”, które sentymentu do złota boją się jak diabli, zapanował w styczniu 2012, gdy Indie zgodziły się płacić złotem za irańską ropę. Trzy miesiące później gruchnęła wieść, że Chiny zrobią to samo.
Pewien dysonans na „rynkach finansowych”, które sentymentu do złota boją się jak diabli, zapanował w styczniu 2012, gdy Indie zgodziły się płacić złotem za irańską ropę. Trzy miesiące później gruchnęła wieść, że Chiny zrobią to samo.
W sierpniu wycofanie z amerykańskich i europejskich banków części rezerw kruszcu zapowiedział prezes wenezuelskiego banku centralnego. Jak trwoga – to do złota. Pojawiły się wówczas „ostrzeżenia analityków, że przenoszenie rezerw zaszkodzi wiarygodności kraju”. A ostrzegał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Diego Moya-Ocampos z IHS Global Insight. Nie doszukałem się jego komentarzy po tym, jak prezes niemieckiego banku centralnego zapowiedział – o czym wspominałem w zeszłym tygodniu – że Bundesbank też wycofa część własnych rezerw złota z banków w USA i Francji.
Prezydent objętej wojną domową i sankcjami międzynarodowymi Syrii Baszar al-Assad wydał dekret ułatwiający prywatny import złota do kraju. Syria oficjalnie ma go niewiele ponad 25 ton, czyli znacznie mniej niż miał Kaddafi, ale zawsze to coś – prawie tyle, ile naruszający prawa człowieka, w odróżnieniu od swoich następców, reżim Kaddafiego zdążył „sprzedać” przed swoim upadkiem. Teraz Francuzi, którzy onegdaj „nie chcieli umierać za Gdańsk”, zapałali nagłą chęcią umierania za Bamako. To jest stolica Mali w Afryce Zachodniej. Jest co prawda na świecie jeszcze kilka miejsc, gdzie konflikty są znacznie poważniejsze i prawa człowieka częściej naruszane w bardziej drastyczny sposób, ale to Republika Mali jest trzecim co do wielkości – po RPA i Ghanie – producentem złota w Afryce (ponad 40 ton rocznie). No cóż – coraz więcej „znaków”.
Autor jest prawnikiem, prezydentem Centrum im. Adama Smitha