Według nowych zasad każdy, kto zdał, dostanie się na aplikację, jednakże niekoniecznie na tę, którą wybrał, i nie zawsze w tej miejscowości, w której chciałby ją odbywać. Brak satysfakcji takich osób będzie ceną za osiągnięcie celu autorów projektu: zapewnienie proporcjonalnego rozłożenia liczby aplikantów. Niezadowolenie w Ministerstwie Sprawiedliwości budzi bowiem jej duże zróżnicowanie w poszczególnych izbach adwokackich, radcowskich i notarialnych, a w rezultacie – nieefektywność szkolenia (np. w Warszawie są aż 2 tys. aplikantów radcowskich).
[srodtytul]Najlepsi mają pierwszeństwo[/srodtytul]
Zdający będą się rejestrowali w systemie elektronicznym. Po ogłoszeniu wyników egzaminu kandydaci, którzy go zaliczą, wskażą do trzech kolejno preferowanych (ze względu na rodzaj i miejsce) aplikacji. Minister zaś ustali łączną liczbę miejsc dla wszystkich, którzy zdali. Rozdzieli je jednak na poszczególne aplikacje i miasta nie według zapotrzebowania wynikającego z wyników egzaminu w danej izbie, lecz w jednakowej proporcji do liczby adwokatów, radców i notariuszy w każdej z nich.
Kandydaci będą kwalifikowani według własnych preferencji, ale przede wszystkim w kolejności wyników. Pierwszeństwo będą mieli ci, którym poszło najlepiej. Osoby z najmniejszą wymaganą liczbą punktów mogą mieć ograniczony wybór. Jeśli np. komuś startującemu w Warszawie na aplikację radcowską zabraknie miejsca wśród tysiąca konkurentów, będzie się musiał szkolić w innym mieście, w którym akurat zostało wolne miejsce.
To nie jest jedyne utrudnienie dla kandydatów. Egzamin I stopnia będzie bowiem – inaczej niż dziś – sprawdzał nie tylko wiedzę, ale i umiejętność stosowania prawa. Test ma się składać z 220 pytań, w tym 70 kazusów.
[srodtytul]Nie trzeba egzaminu[/srodtytul]