Legendarna uczelnia filmowa

„Najlepsza w każdym ujęciu" – można przeczytać na stronie internetowej łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej.

Publikacja: 03.05.2016 23:00

Foto: materiały prasowe

Blisko 70 lat tradycji, cztery wydziały: Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej, Operatorski i Realizacji Telewizyjnej, Aktorski oraz Organizacji Sztuki Filmowej. 267 wykładowców.

Targowa 61/63? Każdy w Łodzi zna ten adres. Kwadrat ograniczony czterema ulicami: Targową, Kilińskiego, Fabryczną i al. Piłsudskiego. Nieopodal park Źródliska i Muzeum Kinematografii, nieco dalej słynna brama do tkalni Grohmana z kolumnami w kształcie szpulek.

Łódzka szkoła filmowa to barwne miejsce z własnym kinem, teatrem i studiem filmowym. Jedna z najstarszych uczelni filmowych na świecie, która do dzisiaj jest legendą. W rankingu szkół filmowych branżowego pisma „The Hollywood Reporter" PWSFTViT wciąż zajmuje czołowe lokaty. Dziś uczy się tutaj 744 studentów, w tym 49 cudzoziemców.

Dlaczego Łódź

Zaczęło się w 1948 roku. Warszawa była zniszczona, wielu artystów próbowało pracować w Krakowie i Łodzi. I właśnie w tym ostatnim mieście została utworzona szkoła filmowa. Jej pierwszymi wykładowcami byli: Jerzy Bossak, Jerzy Toeplitz, Wanda Jakubowska, Antoni Bohdziewicz i Stanisław Wohl. A pierwszymi studentami m.in. reżyserzy Andrzej Munk, Andrzej Wajda, Roman Polański, Janusz Morgenstern, Kazimierz Kutz, wybitny dokumentalista Kazimierz Karabasz, operatorzy Witold Sobociński i Jerzy Wójcik. Jednocześnie powstała w Łodzi uczelnia aktorska, którą kierował Kazimierz Dejmek. W 1958 roku obie placówki się połączyły.

Janusz Morgenstern zawsze powtarzał, że w ponurych latach stalinowskich łódzka szkoła przypominała niezależną republikę. Opowiadał mi: – Władze się nami specjalnie nie interesowały, to uniwersytet stanowił dla nich zagroz?enie. Nas traktowali jak bande? zwariowanych i mało groz?nych przebieran?co?w. Przez kilka lat, kto?re spe?dziłem na Targowej, raz tylko wdarła sie? za mury szkoły rzeczywistos?c?. Aresztowano nasza? kolez?anke?. Ale na innych uczelniach zdarzało sie? to cze?s?ciej. Panowały na nich terror i strach.

Z wielkim sentymentem wspomina szkołę Tadeusz Chmielewski, który trafił tam jako drugi rocznik studentów: – Z?ylis?my jak na transatlantyku: mieszkalis?my w internacie, jedlis?my w szkolnej stoło?wce, pralis?my w szkolnej pralni. Moglis?my całymi tygodniami nie wychodzic? do miasta. Istniał dla nas tylko film, film, film...

Potem bywało różnie. Jak to w polskiej historii. Raz władza ludowa przykręcała śrubę, raz ją poluzowywała. Szkoła zawsze dawała sobie radę. Kolejne roczniki absolwentów opowiadały o tej uczelni jak o oazie sztuki i wolności. Raz tylko w uczelnię bardzo mocno uderzyła burza dziejowa.

Rok 1968 sprawił, że z jej murów wyrzucono wielu wybitnych wykładowców z jej założycielem Jerzym Toeplitzem na czele. Po Toeplitza natychmiast wyciągnęli ręce Australijczycy – to polski profesor stworzył podwaliny dzisiejszego australijskiego kina.

W Łodzi z dawnych nauczycieli pozostał tylko Jerzy Mierzejewski. Dla uczelni przy Targowej był to ogromny cios. Ale szkoła wstała. Po 1970 roku, w okresie odwilży gierkowskiej, zaczęła się odbudowywać. Co prawda partyjny rektor Stanisław Kuszewski nie zapisał się w pamięci studentów chwalebnie, ale szkole nadawał ton Wojciech Jerzy Has, który związał się z uczelnią na długo i w latach 1990–1996 był jej rektorem. Stał się jej legendą.

Guru Has

Za swojego mistrza i guru uważało go kilka pokoleń reżyserów. Ale byli i inni, którzy wywarli wpływ na kształtowanie się kadr polskiego kina. Zwłaszcza ci, którzy zawsze stawiali na indywidualności, pozwalali studentom rozwijać się, namawiali do ciągłego szukania własnych dróg, do zadawania pytań, nie popadania w schematy.

– Nigdy nie zapomne? pierwszego wykładu Stanisława Ro?z?ewicza, na kto?ry trafiłem w szkole – wspomina Wojciech Marczewski. – Powiedział nam: „Podobno mam was uczyc?, jak sie? robi filmy. Ale ja przeciez? sam tego dobrze nie wiem". I potem konsekwentnie przekonywał nas, z?e tworzenie jest procesem, kto?rego nie moz?na opanowac? jak tabliczki mnoz?enia. A gdy człowiek uzna, z?e juz? wszystko potrafi, to stanie i zacznie sie? cofac? w rozwoju.

W szkole przy Targowej stawiano zawsze na indywidualności, próbowano studentów otwierać. I tak jest do dzisiaj. Przedstawiciel jednego z najmłodszych roczników absolwentów, Magnus von Horn, opowiadał mi:

– Przyjez?dz?aja?c do Łodzi, miałem dos?wiadczenie szko?ł szwedzkich, gdzie ludzie sa? dla siebie bardzo uprzejmi, a nauczyciel ma byc? kolega. Tutaj usłyszałem, jak profesorowie krzycza? na studento?w. Niekto?rzy stosowali wre?cz cos? w rodzaju mentalnego gwałtu. Mnie sie? to podobało. Wiedziałem, z?e nie moge? nikogo oszukac?. Miałem kompleks dobrego studenta, chciałem, z?eby wszystko wygla?dało ładnie. A oni nie patrzyli na opakowanie. Sie?gali głe?biej. Pytali: „Co jest w s?rodku? Jes?li sam tego nie wiesz, to szukaj dalej". Ja sie? w tych warunkach rozwina?łem.

Dzisiaj von Horn sam wykłada w PWSFTViT. Bo ta szkoła przyciąga, przywiązuje. Wielu jej absolwentów osiąga sukces i wraca tu, by uczyć następne generacje młodych artystów. Wśród wykładowców są artyści wszystkich pokoleń. 14 kwietnia na drugą kadencję rektorską został wybrany Mariusz Grzegorzek. Na reżyserii, której dziekanem jest Filip Bajon, uczą m.in. Robert Gliński, Grzegorz Królikiewicz, Piotr Szulkin, Jan Jakub Kolski, znakomici dokumentaliści z Grażyną Kędzielawską, Maciejem Drygasem, Marią Zmarz-Koczanowicz, Bogdanem Dziworskim, Jackiem Bławutem czy Mirosławem Dembińskim na czele.

Między pokoleniami

Właśnie w tym międzypokoleniowym porozumieniu, fantastycznej atmosferze i poszanowaniu osobowości zawsze tkwiła siła łódzkiej szkoły. I oczywiście jeszcze to, co najważniejsze: uczelnia przy Targowej, jak mało która na świecie, zawsze umożliwiała swoim studentom praktykę: realizację własnych etiud dokumentalnych i fabularnych, eksperymentowanie z kamerą.

Rocznie realizuje się tu ok. 300 projektów audiowizualnych, co daje ok. 25 godzin filmu. Te etiudy, z perełką Polańskiego „Dwaj ludzie z szafą" na czele, to wielki dorobek szkoły. Doceniony na świecie: młodzi artyści z Filmówki zdobywają dziesiątki nagród na festiwalach całego świata.

Pięć szkolnych produkcji – „Jajko" Doroty Kędzierzawskiej (1982), „Domokrążca" Łukasza Wylężałka (1986), „Pańcia" Iwony Siekierzyńskiej (1996), „Męska sprawa" Sławomira Fabickiego (2001) oraz „Melodramat" Filipa Marczewskiego (2006) – zostało nominowanych do studenckiego Oscara.

Bezkonkurencyjna

Dziś PWSFTViT jest jedną z wielu szkół filmowych w kraju. Przez długi czas miała konkurencję tylko w Katowicach, dziś można uczyć się kina na różnych kursach i w różnych szkołach, m.in. w Gdyni i Krakowie czy w kilku placówkach w Warszawie. Ale „Łódź" wciąż trzyma się mocno, bo otacza ją aura legendy. No i tylko tu są te słynne schody, na których fotografowały się wszystkie pokolenia twórców polskiego kina.

Ta szkoła ma też duże znaczenie dla miasta. Gdy wspaniale prosperująca łódzka Wytwórnia Filmów Fabularnych po roku 1992 upadła, a w jej miejsce powstało znacznie słabsze Łódzkie Centrum Filmowe, to właśnie Filmówka stale emanuje miłością do kina i sztuki.

Blisko 70 lat tradycji, cztery wydziały: Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej, Operatorski i Realizacji Telewizyjnej, Aktorski oraz Organizacji Sztuki Filmowej. 267 wykładowców.

Targowa 61/63? Każdy w Łodzi zna ten adres. Kwadrat ograniczony czterema ulicami: Targową, Kilińskiego, Fabryczną i al. Piłsudskiego. Nieopodal park Źródliska i Muzeum Kinematografii, nieco dalej słynna brama do tkalni Grohmana z kolumnami w kształcie szpulek.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego