Cecilia Malmström: Wszyscy korzystają na wolnym handlu

Warto zawierać dobre umowy – przekonuje Cecilia Malmström, ustępująca komisarz UE ds. handlu międzynarodowego.

Publikacja: 24.07.2019 21:17

Cecilia Malmström: Wszyscy korzystają na wolnym handlu

Foto: shutterstock

UE ma umowę o wolnym handlu z Mercosurem. Dlaczego negocjacje trwały 20 lat?

Kraje Mercosuru to nasi przyjaciele i sojusznicy, bliscy nam kulturowo i językowo. Ale mimo wszystko: tam są 4 kraje, u nas 28, potrzeba było czasu. Otwiera się dla nas wielki rynek, 280 mln ludzi. Umowa znosi cła warte 4 mld euro, to osiem razy więcej niż CETA (umowa z Kanadą – red.) i cztery razy więcej niż układ z Japonią. Otwarcie następuje także w usługach, przetargach publicznych itd. Nastąpi liberalizacja ważnych dla Europejczyków produktów eksportowych, jak samochody i części zamienne, maszyny, leki, odzież, obuwie, chemikalia, i oczywiście produkty rolne, w tym wino, wyroby spirytusowe, sery, produkty przetworzone, słodycze. Tam rośnie apetyt na bardziej luksusową europejską żywność. Udało nam się zapisać ochronę prawie 360 nazw pochodzenia, co jest rekordem w umowach handlowych, a także specjalną promocję dla małych i średnich firm.

W ostatnich tygodniach przed zawarciem porozumienia wiele się jeszcze działo. M.in. kilka krajów, w tym Polska, wysyłało do Komisji listy w obronie europejskiego mięsa...

Były listy z poparciem. Były też inne listy: „popieramy, ale".. Myślę, że uwzględniliśmy te obawy. Jeden z tych listów z obawami podpisał prezydent Macron, który później na szczycie G20 w Osace bardzo głośno porozumienie poparł. To jest zrównoważone porozumienie, w trakcie negocjacji rozmawiałam z ministrami niezliczoną ilość razy i braliśmy pod uwagę ich obawy i interesy. Dlatego otwieramy się bardzo mało w tych produktach, które są najbardziej wrażliwe dla Europy, jak wołowina, ryż i drób. Tutaj Mercosur oczekiwał więcej.

Dla Polski problemem nie jest wzajemny handel z Mercosurem, bo te kraje są daleko na naszej liście partnerów. Ale to, co martwi w szczególności sektor mięsny, to fakt, że polska wołowina i drób zostaną wypchnięte z rynku zachodnioeuropejskiego. W końcu i polskie, i tamte produkty konkurują niższą ceną. Słychać też argument, że Bruksela sprzedała interesy polskiej branży mięsnej za interesy niemieckich producentów samochodów...

To nie jest prawda. Oczywiście w każdym porozumieniu handlowym coś się poświęca, żeby w zamian coś uzyskać. Ale od początku postawiliśmy sprawę jasno, że mamy swoje wrażliwe sektory, przede wszystkim wołowinę, ale też – do pewnego stopnia – cukier i drób. Stąd kontyngenty, ale także ogólna klauzula bezpieczeństwa, dla wszystkich sektorów, przewidująca, że w razie nagłego wzrostu eksportu możemy podjąć działania, żeby to zatrzymać. Ale przecież kontyngent wołowiny jest tak niewielki: 99 tys. ton to zaledwie 1 proc. wołowiny konsumowanej w UE.

A co z drobiem?

Ale przecież my więcej eksportujemy, niż importujemy drobiu. Dodatkowo ludzie w UE jedzą coraz mniej wołowiny, a coraz więcej drobiu. A więc ta umowa nie jest zagrożeniem, jest szansą. Choćby dla polskich wódek czy żywności przetworzonej, napojów gazowanych. Rozumiem presję na producentów mięsa i dlatego ich chronimy w różnych porozumieniach, ale też dajemy im szansę na innych rynkach. Pod koniec roku wchodzi w życie porozumienie z Wietnamem, to są fantastyczne możliwości. Wchodzi w życie umowa z Japonią, wkrótce pewnie skończymy negocjacje z Meksykiem.

Czy pewne kraje, jak wspomniane Niemcy z samochodami, odniosą z tej umowy większe korzyści niż np. Polska?

Na każdej umowie handlowej jedne kraje korzystają więcej, inne mniej, w zależności od struktury ich eksportu. Oczywiście Niemcy to największa gospodarka UE, wielki eksporter samochodów i części zamiennych, więc na pewno dużo skorzystają. Z naszych analiz wynika, że poza Niemcami najbardziej skorzystają Hiszpania – z powodu historycznych bliski więzi, Włochy – żywność, ubrania, obuwie, Francja –żywność. Ale jeśli Niemcy skorzystają, to nastąpi efekt domina, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, ale także w Hiszpanii czy Portugalii, gdzie ulokowane są fabryki kooperujące z niemieckimi koncernami motoryzacyjnymi. Jednak niektórych korzyści nie jesteśmy w stanie przewidzieć, są jakieś mniejsze firmy, które mogą na tym porozumieniu skorzystać bardzo dużo, ale to okaże się później.

Przez 20 lat negocjujecie porozumienie i nagle jest zgoda akurat w tak krytycznym momencie napięć handlowych na świecie. Czy obniżyliście standardy, żeby gospodarczą umową wysłać polityczny sygnał?

Nie obniżaliśmy standardów, wszystko jest w umowie. To, co jest w Europie zabronione, jest też zabronione w umowie z Mercosurem, jak np. hormony dla bydła. Jest ona może nieco mniej zaawansowana, jeśli chodzi o samą liberalizację handlu niż umowa z Japonią. Ale Japonia jest gospodarką wysoko rozwiniętą, a Paragwaj należy do grupy krajów rozwijających się. Ostatnie trzy lata negocjacji były bardziej intensywne, z cotygodniowymi kontaktami. Ale oczywiście ponieważ widzimy napięcia, czy wręcz wojny handlowe, to wykonaliśmy ten mały dodatkowy wysiłek, żeby pokazać, że nam na tym zależy. To ważne w sytuacji, gdy dwie największe gospodarki okazują brak poszanowania dla reguł międzynarodowych.

Czy bez Trumpa i jego ataków na handel międzynarodowy tego porozumienia by nie było?

Trudno to powiedzieć na 100 proc. Ale na pewno wszystkie inne kraje uważają, że warto dokonać większych wysiłków. Tak było z Japonią, długie negocjacje i nagle na koniec przyspieszenie. Poza Europą to samo było z krajami porozumienia transpacyficznego TPP. Jak USA się wycofały, najpierw nastąpił szok, ale potem szybko postanowiły robić to razem. To dobrze, bo to oznacza, że większość krajów na świecie uważa, że handel międzynarodowy, podbudowany dobrymi umowami, przynosi korzyści.

Powiedziała pani, że umowa z Mercosurem jest najbardziej zaawansowana, jeśli chodzi o zapisy o zrównoważonym wzroście, ale np. mniej ambitna w liberalizacji towarów. Czyli wolny handel nie w każdej umowie jest tak samo wolny?

Większość elementów jest ta sama. Przede wszystkim najpierw mamy szkielet WTO, identyczny dla wszystkich umów o wolnym handlu na świecie – trzeba zliberalizować około 90 proc. obrotów między stronami, muszą być zapisy dotyczące notyfikacji, przejrzystości itp. Potem mamy szkielet UE, który obejmuje około 30 różnych rozdziałów, np. energię, przedsiębiorstwa państwowe, zrównoważony rozwój itd. Ostatnio także odniesienie do porozumienia paryskiego. Reszta natomiast zależy od konkretnego kraju, jak bardzo jest rozwinięty, co obejmują wzajemne obroty handlowe, jaka jest specyfika kraju. Np. w Mercosur mamy bardzo mocne zapisy o zrównoważonym rozwoju i o środkach ostrożności. W umowie z Meksykiem, która jest prawie gotowa, będą zapisy o korupcji, sam Meksyk uważa, że to dobry pomysł, który pomoże im w wewnętrznej walce z korupcją. A ona ma wpływ na handel, bo np. trzeba płacić łapówki w przetargach publicznych. W umowie z Chile pracujemy nad rozdziałem o równości płci: jak przenieść korzyści z handlu na kobiety.

Jak opisałaby pani stan napięć handlowych między UE i USA obecnie?

Oczywiście są napięcia. Fundamentalnie nie zgadzamy się z karnymi cłami na stal i aluminium. Uważamy, że błędna jest argumentacja, że nasz eksport stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego USA, i dlatego wytoczyliśmy razem z 11 innymi krajami sprawę w WTO. Nie zgadzamy się także z tezą, że eksport samochodów stanowi zagrożenie dla ich bezpieczeństwa, co miałoby być podstawą do karnych ceł. Na razie są one zawieszone, uważamy to za dobry sygnał i próbujemy budować pozytywną agendę z USA, np. rozwinąć współpracę regulacyjną w produktach farmaceutycznych, sprzęcie medycznym, chemikaliach. Dlatego porozumienie handlowe o ograniczonym zasięgu byłoby dobre, ale czekamy na odpowiedź Amerykanów.

UE ma umowę o wolnym handlu z Mercosurem. Dlaczego negocjacje trwały 20 lat?

Kraje Mercosuru to nasi przyjaciele i sojusznicy, bliscy nam kulturowo i językowo. Ale mimo wszystko: tam są 4 kraje, u nas 28, potrzeba było czasu. Otwiera się dla nas wielki rynek, 280 mln ludzi. Umowa znosi cła warte 4 mld euro, to osiem razy więcej niż CETA (umowa z Kanadą – red.) i cztery razy więcej niż układ z Japonią. Otwarcie następuje także w usługach, przetargach publicznych itd. Nastąpi liberalizacja ważnych dla Europejczyków produktów eksportowych, jak samochody i części zamienne, maszyny, leki, odzież, obuwie, chemikalia, i oczywiście produkty rolne, w tym wino, wyroby spirytusowe, sery, produkty przetworzone, słodycze. Tam rośnie apetyt na bardziej luksusową europejską żywność. Udało nam się zapisać ochronę prawie 360 nazw pochodzenia, co jest rekordem w umowach handlowych, a także specjalną promocję dla małych i średnich firm.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację