Nie interesuje mnie to. Nie mam powodów, by ludziom nie ufać. A i sam mam czyste intencje. Mogę pomóc, to pomagam. Im jest nas więcej, tym lepiej. Akcja kibiców Wisły, którzy w ciągu dwóch dni wykupili udziały w klubie, ratując go przed degradacją, jest w historii polskiej piłki czymś wyjątkowym. To już nie tylko kupowanie karnetów na sezon, ale akcji klubu. Widzisz coś takiego i się cieszysz.
Czyli Wisła idzie w kierunku hiszpańskiego systemu socios. Oby wśród nich nie było bandytów na trybunach.
Jestem spokojny. Sądzę, że wszystko to, co dzieje się wokół Wisły od grudnia, może być dobrym przykładem, rozlewającym się na całą Polskę: solidarność kibiców, inicjatywa kilku osób, wzniesienie się ponad podziały klubowe. Wolę być wśród tych, którzy łączą, niż dzielą. Jeśli dotyczy to Białej Gwiazdy, która jest marką w całym kraju, to cały ten ogólnopolski ruch poparcia jest niezwykły i budujący.
Co będzie dalej? Sami kibice, pan i jeszcze kilka osób mogą klubu nie utrzymać. Potrzebne mu są solidne podstawy, czyli markowy inwestor. Przecież w czerwcu nie będziecie robić kolejnej zrzutki.
No tak, mam świadomość, że na razie zażegnaliśmy niebezpieczeństwo. Ale Wisła sama w sobie ma dużą wartość, a obecna sytuacja powinna ją wzmocnić. Dużo zależy od zarządzania klubem. Dwa miesiące pokazały, że się udaje. Wierzyciele z nami rozmawiają, idą na rękę, klub odzyskuje wiarygodność. Przeżywałem już coś podobnego w Dortmundzie i Wolfsburgu. Borussia miała ogromne kłopoty finansowe, ale niezależnie od swojej pozycji w tabeli zawsze mogła liczyć na 80 tysięcy ludzi na trybunach. Tam się kupuje karnety od pokoleń. Przechodzą z ojca na syna, wszyscy spotykają się w ligowym rytmie na stadionie, tworzą się grupy znajomych na lata. Mój teść też miał taki karnet. Raz odstąpił go koledze, który zajął jego miejsce, więc od razu spotkał się z pytaniami sąsiadów z trybuny, co się stało z teściem Kuby.
A na Wiśle kibice wykupili ledwie kilkanaście tysięcy karnetów...