"Konflikt taksówkarzy z Uberem w rzeczywistości jest sporem wieku XXI z wiekiem XIX. Nie z XX, lecz właśnie z XIX – bo uregulowania prawne dla taksówek są niemal żywcem przeniesione z czasów, gdy pasażerów woziły dorożki konne" - pisze lider partii Wolność.
Korwin-Mikke przypomina też, że "przed wojną dorożkarze konni protestowali przeciwko zmotoryzowanym, a całkiem niedawno taksówkarze tzw. niezrzeszeni walczyli (nieraz dosłownie) na noże i przebijali opony tym swoim kolegom, którzy przystąpili do taksówkowych korporacji".
Polityk zaznacza również, że "nie chodzi tylko o wolność uberowców i taksówkarzy, ale o wolność ludzi, którzy korzystają z Ubera". Lider Wolności dodaje, że "ludzie chcą mieć wybór". "Argumentacja rządu jest taka, że Uber jest niepewny, nie wiadomo, kim jest kierowca. To jest mój problem, czy ryzykuję" - podkreśla Korwin-Mikke.
"System Ubera jest jasny, prosty. Wsiadam do ubera, rachunek przychodzi mi mailem, pieniądze pobierane są z konta. Jest to 'nowoczesność w polu i zagrodzie', a rząd chce cofnąć koło historii" - dodaje lider Wolności.
Korwin-Mikke zapewnia przy tym, że "nie broni Ubera". "Ja bronię klientów, którzy powinni mieć do wyboru Ubera, taksówkę, Heetcha, Taxify, Bla-Bla-Cara itp. itd." - wyjaśnia.