12 kandydatów biorących udział w debacie zgodnie przedstawiło obecnego prezydenta USA jako lekkomyślnego i stanowiącego zagrożenie dla interesów USA na całym świecie przywódcę.
Ale jedna z faworytek prawyborów, Elizabeth Warren stwierdziła, że jako prezydent dążyłaby do zakończenia obecności wojskowej USA na Bliskim Wschodzie.
- Uważam, że powinniśmy wyjść z Bliskiego Wschodu - powiedziała senator Warren. - Nie sądzę, abyśmy powinni mieć tam swoje oddziały - dodała.
Warren nie wyjaśniła w jaki sposób jej polityka wobec Syrii różniłaby się od tego, w jaki sposób do konfliktu Turków z Kurdami podszedł Trump. Warren zarzuciła jednak prezydentowi, że jego polityka zagraniczna jest "nieodpowiedzialna".
- Podlizywał się dyktatorom, podejmował impulsywne decyzje, których często nie rozumieli jego współpracownicy - mówiła. - Odciął się i porzucił naszych sojuszników, wzbogacił się kosztem USA - dodała.
Bernie Sanders zarzucił Trumpowi, że pierwszy sygnał o wycofaniu żołnierzy USA z terenów objętych turecką ofensywą umieścił na Twitterze.
- Zniszczył naszą zdolność do prowadzenia polityki zagranicznej, wojskowej, ponieważ nikt nie uwierzy patologicznemu kłamcy - dodał Sanders.
Joe Biden, były wiceprezydent i faworyt prawyborów prezydenckich, który często przedstawia doświadczenie w polityce zagranicznej jako swój atut zapewnił, że jako prezydent ochroniłby Kurdów.
- To najbardziej haniebna rzecz, jaką prezydent zrobił w najnowszej historii w kwestii polityki zagranicznej - podkreślił.
Jak dodał zapewniłby "wsparcie powietrzne" amerykańskim żołnierzom w Syrii i zapewniłby, że nie wycofa ich z terenów na których dochodzi do tureckiej ofensywy.
- Nasi dowódcy, byli i obecni, wstydzą się tego, co tam się dzieje - dodał.
Z kolei Tusi Gabbard oświadczyła, że Donald Trump ma "krew Kurdów na rękach", ale - jak dodała - to samo dotyczy "wielu polityków naszego kraju z obu partii, którzy wspierali trwającą od 2011 roku wojnę, która ma na celu zmianę reżimu w Syrii".
Z kolei Pete Buttigieg, burmistrz South Bend powiedział, że "rzeź do której dochodzi w Syrii nie jest konsekwencją obecność wojsk USA, lecz konsekwencją wycofania się i zdrady przez prezydenta amerykańskich sojuszników i amerykańskich wartości".