Finał ATP Tour to w ostatnich latach dowód, że tenis stał się grą na wyniszczenie. Rok temu wygrał Alexander Zverev, dwa lata temu Grigor Dimitrow, a Rafael Nadal nie wygrał nigdy i wiele wskazuje, że już nie wygra. W tym roku ani on, ani Roger Federer, ani Novak Djoković nie zagrali głównych ról w 02 Arenie. Pomimo to Nadal pozostanie liderem rankingu ATP na koniec roku.
Federer skończył już 38 lat, wydawałoby się, że najbardziej potrzebuje odpoczynku po sezonie, a tymczasem odpoczywać wcale nie zamierza, tylko udaje się na znakomicie opłacane tournée po Ameryce Południowej. Ma też w planie imprezę pokazową w Chinach i charytatywny mecz w RPA z Nadalem. Z tych powodów grzecznie, ale stanowczo podziękował za zaproszenie do udziału w styczniowym Pucharze ATP, który odbędzie się w Australii.
To nowa drużynowa rywalizacja, która ma być konkurencją dla Pucharu Davisa rządzonego przez Międzynarodową Federację Tenisową (pierwszy finał według nowej formuły już w tym tygodniu w Madrycie). Oczywiście dwie drużynowe imprezy w tak krótkim odstępie czasu to absurd, ale brak porozumienia między ATP i ITF sprawia, że pogoń za pieniędzmi się zaostrza.
Przez lata wszystkie strony zaangażowane w podział finansowego tortu były zgodne, że zimowe wakacje trzeba przedłużyć, że tenis pożera własne dzieci, ale zawodnicy, gdy tylko pojawiał się jakiś wolny termin, natychmiast grali pokazówki, a teraz wielką chciwość pokazują zarówno ATP Tour, jak i ITF.
Trudno powiedzieć, czym to się skończy. Piłkarz Barcelony Gerard Pique, ojciec chrzestny nowego Pucharu Davisa, zapewnia, że chce porozumienia, ale jego wyciągnięta dłoń zawisa w próżni. Katalończyk odnowę Pucharu Davisa nazywa największym wyzwaniem swego życia, o czym może świadczyć koncert jego żony piosenkarki Shakiry przy okazji finału w Madrycie (bilety podobno sprzedają się średnio).