Chciało się oglądać takiego Huberta Hurkacza – szybkiego i walecznego, bez żadnych obaw wobec rywala po drugiej stronie siatki. Mayer potwierdził znane zalety, ale zobaczył zupełnie innego Polaka niż ten, którego trzy lata temu pokonał w Sopocie.
Hurkacz wygrał 6:7 (4-7), 6:1, 7:6 (9-7), 6:3, wykazał znakomite zrozumienie gry na trawie. „Hubi bardzo trawę lubi!" – potwierdzali polscy kibice przy korcie nr 17, zachwyceni zwłaszcza tie-breakiem trzeciego seta, gdy Polak przegrywał 3-6 i wygrał.
Jak podpowiadała drabinka turniejowa, na drodze Polaka stanie teraz Novak Djoković, choć w chwili zwycięstwa Hurkacza to nie było pewne, bo Serb jeszcze nie zaczął wieczornego meczu z Denisem Kudlą. Gra z Djokoviciem oznacza wiele – także kort centralny lub kort nr 1 i zainteresowanie całego tenisowego świata. Dla Hurkacza Djoković to już dobnry znajomy - spotkali się niedawno w pierwszej rundzie turnieju Roland Garros i Serb zwyciężył 6:4, 6:2, 6:2.
Trzeciego dnia zaczęły się turnieje deblowe. Polskie zyski były połowiczne: najpierw Magda Linette i Rumunka Irina Bara przegrały 5:7, 2:6 z Kvetą Peschke (Czechy) i Nicole Melichar (USA), potem rozstawieni z nr. 1 Łukasz Kubot i Brazylijczyk Marcelo Melo nie bez trudu zwyciężyli 4:6, 6:3, 7:5, 7:5 Bena McLachlana (Japonia) i Jana-Lennarda Struffa (Niemcy).
Sami stworzyli sobie sporo problemów, sami je w pocie czoła rozwiązali, więc nie można mieć pretensji, ale nie był to mecz, po którym Kubot chciałby zatańczyć firmowego kankana.