Drugi dzień rywalizacji na korcie centralnym został zaplanowany tak, by ci, którzy kupili bilety, nie żałowali wydanych pieniędzy. Będą mogli zobaczyć, mecz po meczu, Karolinę Woźniacką, Rafaela Nadala, Novaka Djokovicia i Serenę Williams. Dla nas najważniejsze jest to, że Dunka rozpoczynająca o godz. 11.00 bal w nowych dekoracjach (kort im. Philippe'a Chatriera zupełnie odmieniony po remoncie) wcale nie będzie najważniejszą polską atrakcją. Z Djokoviciem zmierzy się bowiem Hubert Hurkacz.
Żarty Federera
Chłopak z Wrocławia rok temu był w Paryżu postacią z tenisowego tła. Marin Cilić przed meczem drugiej rundy przyznawał, że nie bardzo wie, jak gra jego rywal. Hurkacza to nie onieśmieliło, przegrał, ale się postawił. Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Dziennikarze z Serbii mówią prawie zgodnie: „Wasz chłopak może zranić Nole". To najlepiej ilustruje, jaką podróż przez ten rok odbył Hurkacz. Oczywiście losowanie jest dla niego bolesne, ale miejmy nadzieję, że wyjdzie na kort tak, jak robił to już kilkakrotnie w starciu z najlepszymi na świecie – bez drżenia nóg. Więcej wymagać nie sposób.
Z prezentami dla widzów organizatorzy postanowili w tym roku zdecydowanie nie czekać. Już w niedzielę dali im to, czego brakowało przez ostatnie cztery lata – mecz Rogera Federera. Szwajcar spotkał się z Włochem Lorenzo Sonego, w którego sportowym życiorysie wszyscy zwracają uwagę na jeden fakt: pierwszy raz wziął rakietę do ręki, gdy miał 11 lat, a to w dzisiejszych realiach wiek podpisywania przez rodziców cudownych dzieci reklamowych kontraktów. Sonego przegrał 2:6, 4:6, 4:6, ale pod koniec meczu Szwajcar nie miał już na korcie komfortu, przy stanie 4:4 musiał się skupić, by trzeci set mu nie uciekł. Federer wykonał już 1/4 planu, który założył sobie na Paryż. Mówił bowiem, że cztery wygrane mecze to byłaby dla niego wystarczająca satysfakcja, ale chyba nikt mu nie wierzy. Wszyscy czekają co najmniej na półfinał.
Pamiętając o Mathieu
Przebudowany kort centralny to niejedyna zmiana, jaka nastąpiła przez ostatni rok. Po długiej batalii z ekologami i obrońcami „historycznego dziedzictwa Paryża" powstał zupełnie nowy kort, położony trochę na uboczu, poza dawnym obszarem stadionu. Jeszcze cztery lata temu tygodnik „L'Express" pytał na okładce: „Kto chce pogrzebać Roland Garros?", gdy wydawało się, że powiększenie obiektu, pomimo poparcia władz miasta, będzie niemożliwe. Był nawet barbarzyński projekt wyprowadzenia turnieju poza Paryż, gdzieś w pobliże Disneylandu, ale na szczęście udało się znaleźć kompromis i na terenie zabytkowego ogrodu botanicznego powstał piękny kort na 5000 widzów, wkomponowany idealnie w krajobraz, wyglądający z daleka jak jeszcze jedna szklarnia, otoczony ze wszystkich stron egzotyczną roślinnością.
Już sam spacer w tym miejscu to przyjemność, a dobry mecz tenisowy będzie rozkoszą. Niczego nie naruszono, w dawnych budynkach gospodarczych ogrodu są bary i to jedyne miejsce, gdzie przyjemność się zmniejsza. Cena kieliszka prosecco sprawia, że warszawski plac Zbawiciela wydaje się jadłodajnią dla bezdomnych.