- 23 grudnia lecę do Nowej Zelandii i Australii. Zaczynam nowe życie, po raz pierwszy spędzę Wigilię poza domem, tylko z trenerem, w dodatku na drugiej półkuli. Wszystko będzie można zobaczyć na moich profilach w social mediach. Szczerze mówiąc, nie mogę się zdecydować, które korty bardziej mi odpowiadają, czy te z nawierzchnią twardą, czy jednak ziemne. Zawsze uważałam, że na mączce gra mi się najfajniej, ale trener uważa, że na kortach twardych poruszam się o wiele szybciej i moja gra jest bardziej agresywna. Teraz możemy gdybać, a wyniki wszystko zweryfikują. Występ w pierwszym turnieju WTA będzie niesamowitym przeżyciem. Generalnie jednak nie czuję większej presji, jest na pewno wielu sportowców, których by to onieśmielało, ale ja na szczęście do nich nie należę, na korcie czuję się jak ryba w wodzie. Patrzę i oceniam trzeźwo, co dzieje się wokół mnie. Na pewno wyzwaniem będzie gra z dorosłymi zawodniczkami, z czołówki rankingu WTA, ale to jest etap, który każdy musi przejść. Trenowałam w Hiszpanii, to najlepsze miejsce o tej porze roku, pogoda była idealna, a gdzie indziej byłoby trudno o takie warunki. Myśleliśmy jeszcze o Dubaju, ale Hiszpania okazała się najwygodniejsza. Zrealizowaliśmy wszystkie cele - mówi Świątek.

- Przerwa między sezonami jest bardzo krótka, ale na szczęście mój organizm jest jeszcze na tyle młody, że szybko się regeneruje. Z wiekiem będę pewnie zwiększać przerwę. Na razie gra to jest wielka frajda - dodaje mistrzyni juniorskiego Wimbledonu.