Rzeczpospolita: Aleksiej Nawalny wyprowadza ludzi na ulicę już nie po raz pierwszy. Czy była jakaś różnica pomiędzy poniedziałkowymi protestami a tymi, które miały miejsce 26 marca?
Aleksiej Makarkin: Podczas ostatniego protestu więcej ludzi demonstrowało w regionach. 26 marca mieszkańcy wielu miast obserwowali, jakie będą skutki protestów. Zobaczyli, że większych konsekwencji nie ma, i postanowili wyjść na ulice.
Protestują przeciwko korupcji czy jednak są też inne powody?
Głównym problemem jest stagnacja gospodarcza. W pierwszej dekadzie XXI wieku korupcja była na takim samym poziomie, ale nikt za bardzo tym się nie interesował. Ludzie wychodzili z założenia, że owszem, kradną, ale gospodarka się rozwija. Dzisiaj takiego uzasadnienia już nie ma, bo nie ma wzrostu gospodarczego. Tu nie chodzi o liczby, tylko o skutki w życiu codziennym, które najbardziej odczuwają mieszkańcy regionów. Jeżeli w Moskwie ktoś straci pracę, to znajdzie inną. W innych miastach znalezienie pracy nie jest już takie łatwe. Państwo tnie wydatki i chce zaoszczędzić jak najwięcej kosztem ludzi. Podejmowane są niepopularne decyzje, które godzą w różne grupy społeczne.
Ale protestuje też młodzież. Wśród zatrzymanych przez policję w poniedziałek było wielu nieletnich.