To nie była dobra strategia na Pekin

To już nie chodzi tylko o handel. Starcie Trumpa z Xi wymyka się spod kontroli i zagraża systemowi globalnej gospodarki.

Aktualizacja: 06.06.2019 10:50 Publikacja: 05.06.2019 19:39

Donald Trump i Xi Jinping 9 listopada 2017 po rozmowach w Pekinie. Następny raz spotkają się 28 czer

Donald Trump i Xi Jinping 9 listopada 2017 po rozmowach w Pekinie. Następny raz spotkają się 28 czerwca w Osace na szczycie G20

Foto: Bloomberg

Ameryka powinna była powstrzymać rosnącą potęgę Pekinu, ale nie w taki sposób, jak to zrobił Donald Trump. Tak przynajmniej uważa Stephen D. Mull, były ambasador USA w Polsce, dziś wicedziekan wydziału stosunków międzynarodowych na University of Virginia. – To starcie należało ustawić inaczej, w układzie Chiny a reszta świata. Przecież Europa, Azja i Ameryka Łacińska mają ten sam problem z Chińczykami co my: kradzież własności intelektualnej, nierówny dostęp do rynku, manipulacje walutą, obowiązkowy transfer technologii. Prezydent Trump otworzył jednak równocześnie front walki z naszymi europejskimi i azjatyckimi sojusznikami. A ustępstwa wobec Chin chce wymusić podwyżką ceł na chińskie towary importowane do USA, co ma jednak działanie obosieczne, bo uderza też w amerykańskich konsumentów – wskazuje ambasador Mull.

Hołd Amerykanom

Już na początku kadencji Trump wyprowadził USA z Partnerstwa Transpacyficznego, umowy o wolnym handlu i inwestycjach obejmujące kraje wytwarzające 40 proc. światowego dochodu narodowego, w tym wiele państw azjatyckich, ale nie Chiny. To mógł być punkt wyjścia do budowy wielkiej koalicji przeciw Pekinowi, do której dołączyłaby z pewnością Europa: rok temu pod naciskiem Niemiec i Francji Bruksela i tak po raz pierwszy wprowadziła kontrolę chińskich inwestycji. Po przejęciu władzy przez Jaira Bolsonaro do tej grupy najpewniej przystąpiłaby także Brazylia, jeden z głównych partnerów handlowych Chin.

czytaj także: Ambasador Chin w Polsce Liu Guangyuan: Chiny nie chcą walczyć, ale nie boją się walki

George Friedman w analizie opublikowanej w tym tygodniu w „New York Timesie" uważa jednak, że Trump przecenił możliwości samodzielnego działania Ameryki wobec Pekinu. Powołując się na źródła bliskie amerykańskim negocjatorom, znany analityk pisze, że na początku maja Chińczycy odesłali do Waszyngtonu projekt porozumienia, z którego są wykreślone niemal wszystkie propozycje USA. Chińczyków miał oburzyć twardy ton deklaracji, sugerujący, że chodzi o hołd złożony amerykańskiej potędze. Ale także bardzo konkretne punkty, jak brak gwarancji, że USA wycofają się z karnych ceł czy nadmierne, zdaniem Pekinu, zobowiązania do zwiększenia importu towarów z Ameryki.

Na taką odpowiedź Donald Trump zareagował, podnosząc do 25 proc. cła na import do USA towarów wartych 200 mld USD i wpisując Huawei na listę firm, które mogą zostać odcięte od aktualizacji systemu operacyjnego Android Google'a. W niedawnej rozmowie z „Rz" szef doradców ekonomicznych Trumpa Kevin Hassett zasugerował, że dalsza eskalacja konfliktu może doprowadzić do wyrzucenia Chin ze Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Ale też Chińczycy najwyraźniej nie zamierzają pójść na ustępstwa. – Wojna handlowa jest wywołana przez stronę amerykańską, nieprzestrzegającą reguł WTO. Chiny nie chcą walczyć, ale też nie boją się walki – mówił niedawno „Rz" ambasador ChRL w Polsce, Liu Guangyan.

Metale ziem rzadkich

Chiny nie tylko odpowiedziały nałożeniem ceł na import amerykańskich towarów wartych 60 mld USD, ale zapowiedziały też sankcje dla krajów, które wykluczą Huawei z rynku 5G. W Pekinie jest też przygotowywana poufna lista firm zagranicznych, które „są niesolidne". Być może znalazła się tam amerykańska firma kurierska FedEx, która rozwinęła szeroką działalność w Chinach: jej działalność jest ostatnio blokowana.

Ale to dopiero początek. W ub.r. na uniwersytetach USA studiowało 360 tys. studentów z Chin: to ogromne źródło dochodu dla Amerykanów i dostępu do najnowszej wiedzy dla Chińczyków. Jednak niespodziewanie władze USA zaczęły wstrzymywać decyzje o przedłużeniu prawa do pobytu dla Chińczyków, a udział odmów dla tej kategorii wiz wzrósł czterokrotnie w stosunku do ub.r. W odpowiedzi Pekin wydał ostrzeżenie przed wyjazdem chińskich turystów do USA z powodu „mnożących się przypadków zabójstw", choć jeszcze nie zakaz podróży: to jedna z podstawowych zdobyczy społecznych, które zapewniają jakiś stopień poparcia dla władz komunistycznych.

Wicepremier Wang Szuwen zasugerował z kolei, że Chiny mogą ograniczyć dostęp dla Zachodu do metali ziem rzadkich: podstawowych komponentów do produkcji telefonów komórkowych i szerzej elektroniki. Chiny kontrolują od 80 do 90 proc. światowych zasobów tych surowców. Instrumentem presji może też okazać się wyprzedaż przez Chiny bonów skarbowych USA. Pekin zgromadził takie papiery o wartości 1,13 bln USD, 17,7 proc. całego amerykańskiego długu. Taka strategia mogłaby podnieść koszty kredytowania USA.

– Chińska strategia polegała początkowo na przeczekaniu. Xi Jinping uważał, że Trump nie pozostanie w Białym Domu dłużej niż jedną kadencję. Dziś jednak jego reelekcja wydaje się coraz bardziej prawdopodobna. To po części tłumaczy usztywnienie Chin – mówi „Rz" Bruce Stokes, ekspert waszyngtońskiego instytutu Pew.

Ceny w Walmarcie

Kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi 2020 r. zaczyna się rozkręcać, co powoduje, że Trump stanie się bardziej czuły na zwyżkę cen podstawowych produktów konsumpcyjnych importowanych z Chin, na których polega znaczna część jego mniej uposażonych wyborców. Ale z drugiej strony renegocjacja umów z Chinami i ochrona amerykańskiego przemysłu przed importem z tego kraju była jedną z głównych obietnic prezydenta. Nie bardzo może teraz o nich zapomnieć.

Instytut Rasmussena podaje, że 49 proc. Amerykanów ma dobrą opinię o prezydencie, a 50 proc. – złą.

Konflikt przechodzi też na sferę wojskową. Pekin zamknął dostęp do fragmentu Wysp Paracelskich, punktu strategicznego na Morzu Południowochińskim – jednym z najważniejszych akwenów handlowych świata. Pierwszy raz od ośmiu lat Pekin wysłał przedstawiciela wojska na doroczne spotkanie Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (ISSS) w Singapurze. – Nasza armia nie ma zamiaru uczynić komukolwiek szkody, ale też nie obawia się stawić czoło wyzwaniom. Jeśli ktoś ośmieli się przekroczyć naszą czerwoną linię, podejmiemy stanowcze działania i zniszczymy każdego przeciwnika – powiedział pod adresem Tajwanu generał Wei Fenghe.

Za niepodległością wyspy opowiada się urzędująca od 2016 r. prezydent Tsai Ing-wen.

Ameryka powinna była powstrzymać rosnącą potęgę Pekinu, ale nie w taki sposób, jak to zrobił Donald Trump. Tak przynajmniej uważa Stephen D. Mull, były ambasador USA w Polsce, dziś wicedziekan wydziału stosunków międzynarodowych na University of Virginia. – To starcie należało ustawić inaczej, w układzie Chiny a reszta świata. Przecież Europa, Azja i Ameryka Łacińska mają ten sam problem z Chińczykami co my: kradzież własności intelektualnej, nierówny dostęp do rynku, manipulacje walutą, obowiązkowy transfer technologii. Prezydent Trump otworzył jednak równocześnie front walki z naszymi europejskimi i azjatyckimi sojusznikami. A ustępstwa wobec Chin chce wymusić podwyżką ceł na chińskie towary importowane do USA, co ma jednak działanie obosieczne, bo uderza też w amerykańskich konsumentów – wskazuje ambasador Mull.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790