Uderzenia łopat powoli traciły swój rytm. Duszne, lepkie powietrze, które rozpełzło się po cmentarzu, utrudniało teraz każdy ruch. Sił nie dodawał też powtarzający się widok bielejących kości, obróconych w drzazgi trumien, rozpadających się ubrań. Dla grabarzy co prawda takie obrazki nie były niczym nowym, ale na dziś mieli już wyraźnie dość.
Mężczyźni przyjechali do Winiar (dziś dzielnica Poznania), by ekshumować szczątki spoczywające na miejscowym cmentarzu. Pruska administracja nakazała zrównać z ziemią całą wieś, a mieszkańców wysiedlić do pobliskiego Poznania. Tam też powinny powędrować prochy ich przodków. Na miejscu Winiar wkrótce miała powstać Cytadela. Była późna wiosna 1828 roku.
Naraz grabarzy wyrwał z odrętwienia niezwykły widok. Po rozkopaniu kolejnego grobu natknęli się na kompletny szkielet, który jednak przodem sylwetki zwrócony był ku dołowi. Kilka mogił dalej - to samo. - Tak nie chowa się ludzi. Jakaś siła musiała przewrócić ciała już w grobie. Albo same zmieniły położenie… - rozprawiali grabarze.
Wieść lotem błyskawicy obiegła okolicę. O niezwykłym znalezisku plotkował cały Poznań. A im więcej ludzie o tym mówili, tym większą mieli pewność: nieszczęśników pochowano żywcem, ocknęli się już pod ziemią, a potem rozpaczliwie próbowali wydostać się na powierzchnię. Strach, który oplótł miasto, tężał z każdym dniem.
Pogłoski o pozornie umarłych dotarły też do hrabiego Edwarda Raczyńskiego. On także był przerażony.