Kapitan PLL LOT: Zarząd uważa, że jesteśmy wielbłądami

- Argumentacja pana prezesa (Rafała) Milczarskiego i zarządu jest taka: uważamy, że jesteście wielbłądami. Dopóki sąd prawomocnym wyrokiem nie stwierdzi, że jest inaczej, macie klękać, jak wielbłądy, po to, żebyśmy mogli wygodnie wchodzić na wasze garby - powiedział w programie #RZECZoPOLITYCE kapitan PLL LOT Andrzej Kawalec z zarządu związku zawodowego pilotów komunikacyjnych.

Aktualizacja: 23.10.2018 12:50 Publikacja: 23.10.2018 12:39

Kapitan PLL LOT: Zarząd uważa, że jesteśmy wielbłądami

Foto: tv.rp.pl

Jak zaznaczył w programie #RZECZoPOLITYCE kapitan Andrzej Kawalec, ma za sobą 29 lat pracy zawodowej w Polskich Liniach Lotniczych LOT. - LOT jest moim pierwszym, i mam nadzieję, ostatnim pracodawcą. Mam nadzieję, że przejdę na emeryturę w ustawowo przewidzianym wieku, kończąc pracę w PLL LOT. Myślę, że tak będzie - powiedział.

 

 

Kawalec opisywał przypadki, w których wypowiedzenia umowy o pracę nie przekazano bezpośrednio. - To może jest jakiś postęp, że wypowiedzenia umowy o pracę nie przesyła się SMS-ami, bo słyszałem już o takich przypadkach - powiedział kapitan Kawalec. - Był to e-mail, w którym napisano, że wypowiada się umowę o pracę ze skutkiem natychmiastowym, podano podstawę prawną, z której wynika, że dopuszczono się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych. I zwolnienie z artykułu, który mówi, że jest to zwolnienie bez zachowania okresu wypowiedzenia. Aczkolwiek prawo zostało tu naruszone z pewnością, ponieważ nie zapytano uprzednio zarządu  związku zawodowego, czy się zgadzam - podkreślił. - Oczywiście w każdym przypadku, nawet dyscyplinarnego zwolnienia, należy zapytać o to. I to nie zostało dochowane - dodał.

Kapitan Andrzej Kawalec opisał także okoliczności zwolnienień w PLL LOT, związanych ze strajkiem. - Wczoraj zwolnionych zostało 67 osób. Może warto powiedzieć, w jakich okolicznościach do tego doszło. Otóż członkowie między-związkowego komitetu strajkowego, zostali zaproszeni na kolejne negocjacje. Tym razem miał czekać na nich zarząd firmy, więc była szansa, że to jest chęć jakiegoś przełamania impasu. Do tej pory, co tydzień spotykaliśmy się z przedstawicielami pracodawcy niższego szczebla. I to było dla nas oczywiste, że pracodawca robi to po to, żeby głosić taką propagandę, że po raz kolejny się spotyka z nami, przedstawia nam bardzo korzystne propozycje, a my po prostu to odrzucamy, bo jesteśmy zaślepieni. I że działacze związkowi są krzykaczami, prowodyrami jakiegoś bezsensownego buntu - opisywał. - Więc zaproszono między-związkowy komitet strajkowy, wczoraj, na rozmowy z prezesem, w gabinecie prezesa. Nasi koledzy i koleżanki poszli tam. Chwilę wcześniej osoby obecne na strajku zaczęły mówić, że otrzymały e-maile właśnie o takiej treści od pracodawcy. O tym, że się ich zwalnia, w trybie dyscyplinarnym, bez zachowania okresu wypowiedzenia. Wszyscy z powodu ciężkiego naruszenia, prawdopodobnie obowiązków podstawowych pracowniczych, czyli tak zwana dyscyplinarka. Dodam: to jest śmierć zawodowa. Po prostu nikt już nas nie będzie chciał przyjąć do pracy innej niż, powiedzmy, pracownik ochrony. To nie jest oczywiście praca ubliżająca, ale dla pilota, czy stewardessy, to troszkę obniża rangę zawodową - zaznaczył.

Jak podkreślił Kawalec, gdy członkowie komitetu rozmawiali „w dobrej wierze z prezesem Milczarskim, strona przeciwna próbowała mówić o rzeczach błahych”. - Nasi przedstawiciele próbowali to przeciąć, i w tym czasie pozostali członkowie związku, którzy stali na trawniku pod biurowcem, próbowali zadzwonić do naszych przedstawicieli mówiąc o tym, że dostają masowo te dyscyplinarne wypowiedzenia. Mailami. Nie dało się z nimi skontaktować, ponieważ mieli wyłączone telefony. Prawdopodobnie poproszono ich przy wejściu o wyłączenie. Więc poszedł na górę jeden z naszych kolegów, żeby przekazać to osobiście. Dokonał tego, a wtedy, bodaj kolega Adam Rzeszot, powiedział „kończymy rozmowy”. Nasza delegacja zaczęła wstawać, i wtedy pan prezes Milczarski powiedział „wyciągamy”. I zaczęli wyjmować, prawdopodobnie takie same, bo nikt nie zdołał im się przyjrzeć, takie same wypowiedzenia umowy o pracę. Wszystkim członkom między-związkowego komitetu strajkowego - powiedział.

Kapitan Kawalec podkreślił również, że prezes PLL LOT dopuścił się przestępstwa, naruszenia nietykalności osobistej. - Relacjonuję to, co mi opowiedziano. Kapitan Adam Rzeszot powiedział, że pan prezes próbował mu wręczyć to wypowiedzenie. Kapitan Rzeszot stanął na baczność, nie pozwolił sobie wcisnąć tego do ręki. I wtedy pan prezes zaczął napierać na nim całym ciałem. Wszyscy, którzy wiedzą, jakiej postury jest pan prezes, wiedzą, że w zasadzie nacierał na niego brzuchem - opowiadał Kawalec. - Pan kapitan zaczął się wycofywać, a wtedy pan prezes stanął w drzwiach i wspólnie z innymi uczestnikami zabrania próbowali go zatrzymać. Nie wiem, czy to nie spełnia znamion czynu określonego jako bezprawne pozbawienie wolności. Tego nie wiem, ale z pewnością dopuścił się naruszenia nietykalności cielesnej. Już w tej chwili chyba prokuratura została o tym przez nas poinformowana - podkreślił.

- Argumentacja pana prezesa Milczarskiego i zarządu jest taka: uważamy, że jesteście wielbłądami. Dopóki sąd prawomocnym wyrokiem nie stwierdzi, że jest inaczej, macie klękać, jak wielbłądy, po to, żebyśmy mogli wygodnie wchodzić na wasze garby - powiedział. - To postanowienie pierwsze, kwietniowe, dotyczyło tego, że referendum strajkowe było przeprowadzone w sposób nielegalny. Że były dwa referenda. Nie było dwóch referendów, było tylko kwietniowe. We wrześniu związek wysłał maila z prośbą o przedstawienie imiennej listy pracowników, jako elementu koniecznego do przeprowadzenia tego referendum - relacjonował. Jak podkreślił, „pracodawca uchylił się od tego obowiązku, podał jedynie listę numerów ewidencyjnych pracowników, twierdząc, że gdyby dopisano do nich nazwiska, byłoby to naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych”. - To jest kuriozum, to jest śmieszne. Czekaliśmy przez kilka miesięcy na to, że pracodawca zmieni zdanie, próbowaliśmy powiadomić rzecznika praw obywatelskich, ale ta machina mieli tak powoli, że w końcu w kwietniu zdecydowaliśmy się jednak przeprowadzić to referendum, używając starej listy, sprzed pięciu lat. Listy, która posłużyła nam do przeprowadzenia referendum w sprawie strajku ostrzegawczego - powiedział.

Kapitan Kawalec podkreślił także, że w kwietniu prezes PLL LOT otwarcie stwierdził, że przyszedł na referendum, aby wykazać, że jest bezprawne. - Mianowicie, jako nieuprawiony, oddał głos. On przyszedł do dwóch osób siedzących przy urnie, przedstawił się jako prosty prezes PLL LOT i zapytał, czy może zagłosować. Potem mówił, że nie wywierał na nich presji. Jeśli nie jest presją sama obecność najwyższego w firmie, to ja już nie wiem, co mogłoby być tą presją - zaznaczył i dodał, że prezes „celowo, podjął działania, które miały utrudnić przeprowadzenie referendum i podważyć jego legalność”.

Mówiąc o tym, że działania te były nieskuteczne, kapitan Kawalec powiedział, że jego pracodawca wystąpił później o uznanie tego referendum za nielegalne. - Każdy może wystąpić z takim pozwem do sądu, czyli każdy może powiedzieć, że ja jestem wielbłądem. Ale prawo nie działa tak, że od tej pory, mam udawać wielbłąda - zaznaczył. - Nie, ja mam prawo być normalnym kapitanem PLL LOT. A problemem prezesa jest to, czy sąd orzeknie, czy ja jestem wielbłądem, czy kapitanem. Dlatego ten proces jeszcze się nie rozpoczął i działania pracodawcy są obliczone na przewlekanie. To oczywiste. Bo to będzie trwało kilka lat - dodał.

Jak podkreślił, przedmiot sporu zbiorowego jest cały czas taki sam: przywrócenie starego regulaminu wynagradzania. - Nie możemy zmieniać tego przedmiotu i nigdy go nie zmienialiśmy. Ale możemy mówić pracodawcy, co jest źle. Więc pan prezes Milczarski musi odejść, bo wykazał, że nie powinien nim być, przez analogię do tego, co się mówi o kapitanie. Że po Bogu, jest pierwszy w powietrzu - powiedział. - On nie jest pierwszy po Bogu w firmie. Więc żądamy odwołania pana prezesa Milczarskiego, niestety. On nie jest naszym pracodawcą. Naszym pracodawcą są PLL LOT. Spółka - podkreślił.

Kapitan Kawalec powiedział także, że w drugiej kolejności, żądają odwołania „wszystkich bezsensownych maili zwalniających”. - Czyli przywrócenia do pracy zwolnionych i szykanowanych za strajk - powiedział. - W następnej kolejności, możemy mówić o przywróceniu do pracy koleżanki Moniki Żelazik, szefowej związku personelu pokładowego. I przywrócenie regulaminu wynagradzania jest konieczne, nie dlatego, że jest taki dobry, ale w nim zapisane są pewne zasady. I to jest regulamin, a nie jakieś ramowe wytyczne, które są nie wiadomo czym. Zależnie od woli prezesa - dodał.

Kończąc rozmowę, kapitan Andrzej Kawalec powiedział, że „ma nadzieję, że strajk nie będzie musiał być kontynuowany”. - Moim chlebodawcą są pasażerowie, a nie prezes Milczarski. I robię przykrość moim chlebodawcom - podkreślił.

Jak zaznaczył w programie #RZECZoPOLITYCE kapitan Andrzej Kawalec, ma za sobą 29 lat pracy zawodowej w Polskich Liniach Lotniczych LOT. - LOT jest moim pierwszym, i mam nadzieję, ostatnim pracodawcą. Mam nadzieję, że przejdę na emeryturę w ustawowo przewidzianym wieku, kończąc pracę w PLL LOT. Myślę, że tak będzie - powiedział.

Kawalec opisywał przypadki, w których wypowiedzenia umowy o pracę nie przekazano bezpośrednio. - To może jest jakiś postęp, że wypowiedzenia umowy o pracę nie przesyła się SMS-ami, bo słyszałem już o takich przypadkach - powiedział kapitan Kawalec. - Był to e-mail, w którym napisano, że wypowiada się umowę o pracę ze skutkiem natychmiastowym, podano podstawę prawną, z której wynika, że dopuszczono się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych. I zwolnienie z artykułu, który mówi, że jest to zwolnienie bez zachowania okresu wypowiedzenia. Aczkolwiek prawo zostało tu naruszone z pewnością, ponieważ nie zapytano uprzednio zarządu  związku zawodowego, czy się zgadzam - podkreślił. - Oczywiście w każdym przypadku, nawet dyscyplinarnego zwolnienia, należy zapytać o to. I to nie zostało dochowane - dodał.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Co z Ukraińcami, których Kijów widziałby w wojsku? Urząd ds. cudzoziemców tłumaczy
Społeczeństwo
Groził, wyzywał i wybijał szyby. Policja nie widziała podstaw do interwencji
Społeczeństwo
W Warszawie wyją syreny alarmowe? Wyjaśniamy dlaczego
Społeczeństwo
Sondaż: Połowa Polaków za małżeństwami par jednopłciowych. Co z adopcją?
Społeczeństwo
Ponad połowa Polaków nie chce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach