Przedstawiciele Polski i Węgier nie zgodzili się w poniedziałek na pakiet finansowy, który obejmuje blisko 1,1 bln euro w nowym budżecie UE na lata 2021–2027 i 750 mld euro w funduszu odbudowy gospodarki po pandemii.

Powodem weta był sprzeciw wobec mechanizmu warunkowości pozwalającego na zawieszenia unijnych funduszy krajom, w których brak praworządności stwarza ryzyko naruszenia interesów finansowych UE (czyli wobec zasady "pieniądze za praworządność"). Sam mechanizm jest przyjmowany większością głosów i taka większość była. Ale Polska i Węgry stwierdziły, że w takiej sytuacji – skoro nie mogą formalnie zablokować mechanizmu – to blokują budżet i fundusz odbudowy.

- Musimy  jasno i wyraźnie określić nasze stanowisko w tej sprawie: albo weto i państwo zastanowicie się nad tym, co takiego zrobiliście (bardzo szybko proszę dojść do nowych negocjacji, wyrzucenie modułu tzw. praworządności, czyli możliwości nieograniczonej ingerencji Komisji Europejskiej w sprawy wewnętrzne danego kraju członkowskiego), albo w tej sytuacji będzie problem - komentowała w Radiu Maryja europosłanka Beata Kempa.

Polityk Solidarnej Polski mówiła o populistycznym wykorzystaniu tematu przekazywania pieniędzy przez Unię Europejską. - Nie przeceniajmy tych środków. Oczywiście jest to spora kwota, którą przez lata otrzymaliśmy, szczególnie jeśli idzie o naszą infrastrukturę techniczną, ale tak naprawdę potencjał naszego kraju buduje nasz budżet, nasze PKB, które się świetnie rozwijało. To ich bolało, przede wszystkim potencjał w ludziach, w Polakach, w społeczeństwie, w narodzie – mówiła. Dodała, że „oczywiście jesteśmy w trudnej sytuacji, również budżetowej, ale nie na tyle trudnej, żeby sponiewierać i zapomnieć o naszej suwerenności, o naszych korzeniach, o tym, jakie są nasze fundamenty, przede wszystkim o przyszłości i zdrowiu naszych polskich pokoleń”.

Kempa podkreślała, że w negocjacjach ”każdy kolejny krok, jakiekolwiek nawet sugestie czy ustępstwa są bardzo niebezpieczne”. - Musimy bardzo mocno wyposażyć polskiego premiera w stanowisko i argumenty, które muszą wypłynąć z naszego kraju, podobne płyną już z Węgier. Kwestia uzupełnienia – można nawet powiedzieć uzależnienia – tego dokumentu od kwestii mechanizmów tzw. praworządności […] jest absolutnym szantażem, w którym nie kryje się nic poza politycznym dyktatem: na pewno nie merytoryka, na pewno nie definicja, na pewno nie określone kryteria - tłumaczyła wiceprezes Solidarnej Polski.