Wszystko za sprawą wyroku Sądu Najwyższego, jaki zapadł 5 grudnia. Ten, po odpowiedzi unijnego Trybunału z Luksemburga, uznał, że Krajowa Rada Sądownictwa nie daje wystarczających gwarancji niezależności od polityki, a Izba Dyscyplinarna nie jest sądem. I właśnie o tę drugą kwestię tu chodzi.
Coraz głośniej sędziowie – w tym ostatnio Krystian Markiewicz, któremu rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych postawił 55 zarzutów popełnienia przewinień dyscyplinarnych – mówią, że się przed Izbą Dyscyplinarną nie stawią. – Dla mnie to nie jest sąd – potwierdza Markiewcz. Wcześniej prezes Iustitii oraz wielu innych sędziów ignorowali wezwania do stawiennictwa czy złożenia wyjaśnień na piśmie wysyłanych przez samego rzecznika lub jego zastępców. Teraz sprawa robi się jeszcze poważniejsza.
Czytaj także: Nowi sędziowie SN nie posłuchali apelu i orzekają
W czym rzecz?
Otóż Izba Dyscyplinarna może np. zdecydować o zawieszeniu sędziego w orzekaniu na jakiś czas. Jeśli jednak sędzia na posiedzenie się nie stawi, zignoruje decyzję ID i będzie nadal orzekać, powstaje problem, jak traktować wszystkie wydane przez niego orzeczenia.