23 listopada, czyli w dniu, kiedy sędzia Wojciech Łączewski złożył do sądu administracyjnego skargę na przewlekłość działania szefa rządu, Kancelaria Premiera zdecydowała się odpowiedzieć na jego pismo z lipca. Broniąc słów rzeczniczki rządu, która imiennie zaatakowała sędziego Łączewskiego, KPRM przekonuje, że "spór o reformę sądownictwa nie jest sporem personalnym". - Cieszę się, że przestrzeganie prawa wymusiły na szefie rządu wolne media - mówi sędzia w rozmowie z nami. Przypomnijmy, że o skardze do WSA jako pierwszy napisał właśnie Onet.

Cała sprawa oraz skarga do sądu jest pokłosiem słów, jakie latem publicznie wypowiedziała rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. Kopcińska mówiła tego dnia o reformie sądownictwa. "Chcemy, aby już nigdy więcej nie było sędziów na telefon, żeby nie było sędziego Łączewskiego i innych, którzy mają pewne karty, których nie powinien mieć sędzia orzekający, wydający sprawiedliwe wyroki" - stwierdziła. Kilka dni później sędzia Łączewski napisał do premiera. Pytał, czy słowa rzeczniczki rządu to stanowisko Rady Ministrów, czy też "należy ją traktować jako eksces Joanny Kopcińskiej". Premier długo nie znajdował czasu na odpowiedź. 23 listopada informowaliśmy, że sędzia Łączewski złożył do WSA skargę na przewlekłość działania Mateusza Morawieckiego. Dziś sędzia otrzymał z KPRM pismo datowane właśnie na 23 listopada "Dalece niezasadne" jest interpretowanie wypowiedzi Pani Minister (Kopcińskiej- przyp. red.) inaczej, niż jako wyrażenie ogólnej opinii" - czytamy w odpowiedzi do Łączewskiego.

- Odpowiedź doręczono mi dziś do sądu, tuż przed godziną 15 - mówi nam sędzia Łączewski. - Uderza istotna sprzeczność logiczna pomiędzy lipcowymi słowami rzeczniczki rządu, a tym co jest w piśmie. Aczkolwiek z zadowoleniem przyjmuję, że wolne media w końcu wymogły na premierze polskiego rządu postępowanie zgodne z prawem - podkreśla sędzia.

Jak dodaje, odpowiedź z KPRM w żaden sposób nie rzutuje na skargę, która już trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. - Ta odpowiedź datowana jest na 10 dni po ostatecznym terminie, jaki Kancelaria Premiera miała na odpowiedź - mówi sędzia Łączewski. - A był to termin nieprzekraczalny, poniekąd wymuszony wysłanym przeze mnie ponagleniem, bo pierwotnie premier powinien odpowiedzieć mi w ciągu miesiąca. Maksymalnie dwóch, jeśli uznamy, że mój wniosek był szczególnie skomplikowany - podkreśla.

Więcej na onet.pl