Nominacje sędziowskie powinny podlegać ocenie jakościowej, a nie ilościowej. Autor felietonu zachwyca się tymczasem liczbą kandydatów i etatów do obsadzenia, z troską pochyla nad obecnymi brakami kadrowymi w sądach. Ignoruje zaś fakt, że z punktu widzenia interesu społeczeństwa (i samego wymiaru sprawiedliwości) lepiej poczekać na dobrego sędziego, niż gdyby latami na wyższym szczeblu miał z wątpliwym tytułem prawnym orzekać sędzia mierny, bez odpowiednich kwalifikacji i walorów etycznych, wyłoniony „prawem kaduka" wedle klucza politycznego kosztem merytorycznie lepszych i bardziej pracowitych kandydatów. Tymczasem tak się ostatnio aż nazbyt często dzieje na skutek działalności nowej KRS.
Gdy się zmieni władza...
Równie wybiórcze są wywody autora na temat legalności obecnych zmian. Twierdzi, że niedawne orzeczenie TK w sprawie K 12/18 „kończy sprawę na gruncie prawa krajowego", dostrzega jednak udział w jego wydaniu „dublera". Nie znajdziemy odniesienia się do kwestii, że: skład bezprawnie i arbitralnie został wyznaczony przez prezes TK wyłącznie z sędziów wybranych przez PiS (zresztą dwukrotnie zmieniony), sprawę szybko wyterminowano poza kolejnością, a złożenie przez senatorów tej partii kalki wniosku neoKRS po odwołaniu rozprawy wyznaczonej na 3 stycznia 2019 r. da się wyjaśnić jedynie niejawnym poinformowaniem ich o przewidywanym braku legitymacji Rady do badania własnego statusu (pisałem o tym w artykule: „Senatorska owca Dolly"). Gdyby kwestia konstytucyjności nowej KRS nie budziła wątpliwości, tych nieprawidłowości by nie było. Stawiam tezę, że opisana praktyka obecnego kierownictwa Trybunału Konstytucyjnego, niedotycząca przecież wyłącznie konstytucyjności neoKRS, spowoduje w nim trzęsienie ziemi po ewentualnej wygranej opozycji. Nowa władza nie będzie bowiem w stanie skutecznie rządzić bez zakwestionowania zarówno udziału „dublerów", jak i prawidłowości wyłonienia obu prezesów TK (bo, pomijając inne uchybienia, wybrano ich też głosami dublerów). Słuszną ofiarą tych działań stanie się też wtedy rzeczone orzeczenie w sprawie K 12/18. Pozostawiając zaś na boku inne argumenty, niewzięte pod uwagę przy rozpoznawaniu owej sprawy, ostatnimi czasy było aż nadto przykładów, że wybierana przez posłów Rada traci zdolność do „stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów" (art. 186 ust. 1 Konstytucji RP) gdyż ci (zwłaszcza gdy – jak obecnie – mają w tym interes ideologiczny) celowo wybiorą sędziów, którzy nie będą im przeszkadzać.
Nie znajduje uzasadnienia pogląd autora, że liczona łącznie konstytucyjna kadencja sędziów z poprzedniego składu upłynęła 29 marca 2018 r. Zbiorczego liczenia kadencji poprzednie przepisy nie znały. Gdyby jednak nawet podzielić jego stanowisko, to wybór 6 marca 2019 r. sędziów do KRS odbył się przecież na miejsca jeszcze konstytucyjnie zajęte. Bez znaczenia pozostaje zatem, kiedy się odbyło pierwsze posiedzenie KRS, gdy sam wybór jej „sędziowskiej" części nie był ustrojowo skuteczny, skoro został dotknięty grzechem pierworodnym wyboru „dublerów". Zresztą podobnie jak w Trybunale Konstytucyjnym, w którym autor przyjmuje przecież ich istnienie. Nadal nie rozstrzygnięto wątpliwości, czy PiS jako „klub parlamentarny" mógł zgłosić kandydatów na listę, skoro ustawa wyraźnie mówiła o „klubie poselskim" (a mamy w kilku ustawach wyraźne rozróżnianie rodzajów klubów oraz definicję legalną w ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora), a także na ile skuteczne było wycofanie poparcia przez część sędziów dla M. Nawackiego. Dopiero zaś jednocześnie skuteczny wybór wszystkich 15 sędziów otwierał ich wspólną kadencję w neoKRS. Jeśli uznać, że był pozbawiony mocy prawnej, wyjdzie na to, że faktycznie w głosowaniach Rady licznie brały udział osoby nieuprawnione. Tymczasem do ważności uchwał potrzebna jest obecność co najmniej połowy jej składu (art. 21 ust. 1 ustawy o KRS), a to wymaga skutecznego obsadzenia miejsc „sędziowskich".
W rezultacie tych wad wszystkie obecne nominacje od początku mają prawnie status pochodzących „z zatrutego drzewa" rekomendacji wadliwie wyłonionej i funkcjonującej Rady. A przecież ustrojowo niewadliwe nominacje sędziowskie to wyłącznie takie, które były wynikiem współdziałania legalnej KRS i Prezydenta RP (art. 179 Konstytucji RP). O tym, czy i w jakim zakresie oraz jak długo będą prawnie niepodważalne (podobnie jak w wypadku dowodów pochodzących z czynu zabronionego), będzie decydować ostatecznie wola ustawodawcy – w tym przyszłego. Trudno uznawać logicznie, że zasada nieusuwalności z urzędu chroni nominacje ułomne konstytucyjnie. Nie ma wszak racjonalnego powodu, aby ustawa zasadnicza stawała się tarczą dla deliktów konstytucyjnych i zwykłego paserstwa ustrojowego.
Wykorzystali okazję
Odwołując się do domniemania konstytucyjności ustaw, autor udaje, że nie dostrzega praktyki parlamentu obecnej kadencji, w którym na każdym kroku do spółki z Prezydentem RP tworzy się prawo powszechnie krytykowane jako niekonstytucyjne, czasem do tego stopnia ostentacyjnie, że (jak w wypadku ustawy o IPN) skargę do Trybunału Konstytucyjnego prezydent kieruje zaraz po podpisaniu ustawy zamiast sięgnąć przed jej podpisaniem po kontrolę prewencyjną. Przy istnieniu zarazem opisanych intencjonalnych nieprawidłowości w TK nie może być zatem dalej mowy o obowiązywaniu zasady domniemaniu konstytucyjności ustaw, przynajmniej w wypadku materii ustrojowej. Jest to już wyraźnie „zasada ograniczonego zaufania".
Autor w ogóle nie odnosi się do niedawnego wyroku ETPCz z 12 marca 2019 r. w sprawie Gudmundur Andri Astradsson 26374/18 przeciw Islandii, w którym Trybunał uznał, że naruszenie krajowych standardów proceduralnych przy procedurze nominacyjnej sędziów naruszało art. 6 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności i dopatrzył się naruszenia w dowolności i arbitralności procedur nominacyjnych oraz niezachowaniu równowagi między władzą wykonawczą i ustawodawczą w procesie nominacyjnym. Pozostawienie zatem obecnych zmian to narażenie Polski na wieloletnie procesy odszkodowawcze i kwestionowanie ważności wyroków właśnie z tej perspektywy.