Każdy obeznany z sądami powie, że najlepiej spór zakończyć wcześniej, ale tu chodzi o sprawy, które do sądów już trafiły, co więcej, dwuinstancyjne postępowanie, a w ważniejszych sprawach trzyinstancyjne zakończyło się jawnie wadliwym orzeczeniem. W każdym razie przynajmniej w ocenie podsądnych.
Dla usuwania takich orzeczeń rząd PiS ustanowił superprocedurę skargi nadzwyczajnej, ale w pierwszym roku jej formalnego funkcjonowania – a realnie od pół roku – zapadły na razie trzy orzeczenia SN, w tym tylko jedno uchylające wadliwy wyrok spadkowy. Warto jednak przypomnieć, jak funkcjonuje nowe narzędzie, tym bardziej że być może z czasem będzie częściej stosowane.
Po pierwsze – i to bardzo ważna informacja – skargę nadzwyczajna od orzeczenia, które się uprawomocniło przed wejściem w życie nowej procedury, tj. przed 4 kwietnia 2018 r., a można skarżyć wyroki zapadłe nawet dwadzieścia lat wcześniej, od 17 października 1997 r., mogą być wniesione tylko do kwietnia 2021 r., a więc zostały jeszcze dwa lata.
Po drugie, skargi od tych „starych" wyroków może wnieść do Sądu Najwyższego, gdyż to on je rozpatruje, tylko prokurator generalny lub rzecznik praw obywatelskich.
Jeśli zaś chodzi o skargi od prawomocnych orzeczeń zapadłych po 4 kwietnia 2018 r., to można je wnosić w ciągu pięciu lat od dnia uprawomocnienia się orzeczenia, a jeżeli od orzeczenia została wniesiona kasacja albo skarga kasacyjna (do SN) w terminie roku od dnia ich rozpoznania w SN. W tych „nowych" sprawach skargę mogą wnieść nadto, w zakresie swojej właściwości, prezes Prokuratorii Generalnej RP, rzecznicy praw dziecka i pacjenta, finansowy, oraz małych i średnich przedsiębiorców, wreszcie przewodniczący KNF i prezes UOKiK.