Polskie sądownictwo i prawodawstwo są w ciężkim kryzysie i wymagają niezwłocznej reformy. Dobitnie świadczą o tym doroczne sprawozdania Sądu Najwyższego (SN). Chodzi o to, aby do poprawy użyć skalpela, a nie młota pneumatycznego.
Dobrym przykładem są problemy tyczące się Izby Cywilnej. Cofnijmy się do 2015 r., czyli schyłkowego okresu rządów PO–PSL. Na stronie 17 takiego sprawozdania czytamy, że nierzadkie przypadki odmowy podjęcia uchwały przez SN są spowodowane tym, iż „sądy powszechne zbyt często wykraczają poza hipotezę art. 390 k.p.c. (dotyczy on możliwości zwrócenia się o pomoc do SN w przypadkach budzących poważne wątpliwości – K.D.) lub przedstawiają pytania w sposób, który nie pozwala na udzielenie odpowiedzi w formie uchwały". Kolejny paragraf nie pozostawia wątpliwości: „dominowały odmowy podjęcia uchwały z powodu niestwierdzenia przez Sąd Najwyższy poważnych wątpliwości prawnych. Nie zostały one – w ocenie SN – dostatecznie przekonująco wyłożone przez sąd drugiej instancji albo nie były poważne w stopniu wymaganym przez art. 390 § 1 k.p.c.". Podobne stwierdzenia znajdujemy we wcześniejszych i późniejszych sprawozdaniach. Mówiąc wprost, sądy apelacyjne, zamiast same rozstrzygać błahe sprawy, niepotrzebnie zwracają się do SN. Albo zatem sędziowie są niekompetentni, albo sądy niższego szczebla z premedytacją przeciągają wydanie decyzji, zwracając się do SN.