Chyba nie ma dzisiaj osoby, niezależnie od tego, jakie środowisko i poglądy reprezentuje, która nie uważałaby, że zmiany są potrzebne i trzeba o nich rozmawiać. Nawet w wypowiedziach w całości kontestujących projekty ustaw podnosi się jednocześnie, że jakaś reforma jest potrzebna. Uważam, że dyskutując o sądownictwie, warto także zastanowić się nad zmianami w rozstrzyganiu spraw najdrobniejszych, stanowiących dzisiaj duże obciążenie dla sądów. Nie chodzi o to, żeby je bagatelizować. Nierzadko dla obywatela dotkniętego taką sprawą jest ona nie tylko ważna, ale też może tworzy jedyną okazję do kontaktu z wymiarem sprawiedliwości. Problem wymaga przemyślenia także z perspektywy ewentualnej zmiany konstytucji.
Do kategorii spraw drobnych, a jednocześnie będących znakomitą większością spraw rozpatrywanych w sądach rejonowych, należą m.in. postępowania w sprawach o wykroczenia oraz sprawy cywilne o niewielkiej wartości przedmiotu sporu. Obszarów działalności sądów, które wymagają przemyślenia, jest znacznie więcej, potrzebują one też zróżnicowanych odpowiedzi.
Wydaje się jednak, że dla spraw wykroczeniowych i drobnych spraw cywilnych można poszukać wspólnego rozwiązania.
Obecna ustawa zasadnicza doprowadziła do zlikwidowania kolegiów, które orzekały kiedyś w sprawach o wykroczenia. Można się zastanawiać, czy nie wylano wtedy dziecka z kąpielą. Instytucję, co prawda mającą swoje wady, a także nie najlepszy rodowód, zastąpiono idealistycznym rozwiązaniem polegającym na prostym przeniesieniu tych spraw do właściwości sądów. Coś, co miało się przyczyniać do rzetelnego i sprawiedliwego orzekania w sprawach o wykroczenia, spowodowało bardzo duże obciążenie sądów, a przez to ryzyko uchybień powodowanych zrozumiałym skądinąd pośpiechem w rozpatrywaniu tysięcy wpływających spraw. To z kolei budzi poczucie niesprawiedliwości i potrzebę poszukiwania środków pozwalających naprawić błędy i niedomagania powstałe w postępowaniach.
Rozwiązanie tak zarysowanego problemu niekoniecznie musi polegać na prostym powrocie do kolegiów. Ciekawą alternatywą, coraz częściej podnoszoną w debacie publicznej, jest instytucja sędziego pokoju, nieobca polskiej tradycji prawnej. Wystarczy wspomnieć chociażby rozporządzenie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z 6 lutego 1928 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych, które regulowało sposób wyboru i zasady działania sędziów pokoju. Warto przy tym zauważyć, że nawet nie musieli być oni prawnikami. Sędziów, spośród obywateli polskich, którzy ukończyli 30 lat, wybierali mieszkańcy danego okręgu sądowego. Pełnienie takiego urzędu musiało być zaszczytem, skoro w art. 208 rozporządzenia stwierdzono, że sędziowie pokoju pełnią swe obowiązki bezpłatnie. Wynagrodzenie mogli otrzymywać tylko za oderwanie od zwykłych zajęć. Do obowiązków sędziów pokoju należało przede wszystkim rozpatrywanie drobnych spraw cywilnych, w których wartość przedmiotu sporu nie przekraczała ówczesnych 300 zł.