Roman Dmowski lubił powtarzać, że zna tylko dwa rodzaje kobiet. Te, które niczego nie wiedzą, czyli niewiasty, oraz te, które wiedzą wszystko, czyli wiedźmy. Gdy w listopadzie 1918 r. kobiety (prawdopodobnie wiedźmy) stanęły pod oknami willi Naczelnika Państwa i waliły parasolkami w szyby tak długo, aż Piłsudski wpuścił je do środka i wysłuchał.„Gazeta Warszawska" pisała: „Nie czas teraz na kobiecą kampanię, gdy kraj w ogniu, (...) gdy trzeba nam ludzi o tęgich głowach, żelaznej woli i nie lada wyrobieniu politycznym". Pięć dni później nadano jednak kobietom prawa wyborcze, a osiem pań zasiliło szeregi parlamentarzystów. Prasa nie wiedziała, jak je nazywać: posełki", „posełkinie", „posłowie kobiecy", a nawet „poślice".

W 1920 r. „Rzeczpospolita" poinformowała: „Pierwsza w Polsce obrona wnoszona przez kobietę adwokata", choć artykuł opisywał proces siedemnastolatka oskarżonego o kradzież, którego (jak się okazało: skutecznej) obrony podjęła się aplikantka adwokacka Bolesława Rappaportówna. W 1925 r., w wieku 37 lat, Helena Wiewiórska jako pierwsza kobieta została wpisana na listę polskiej palestry. O pierwszej prowadzonej przez nią obronie ta sama gazeta wspomniała pod koniec stycznia 1923 r., opisując proces oskarżonego policjanta o nazwisku Fiber, któremu zbiegł aresztant. W obu wypadkach panią mecenas opisywano jako „kobietę adwokata", podkreślając tym samym w pierwszej kolejności ich płeć, w drugiej zaś wykonywany zawód. Zjawisko nieznane w odniesieniu do mężczyzn. Jak widać z powyższego, na początku XX w. męski świat, nie tylko nie był przyzwyczajony do kobiet w życiu publicznym, ale także nie wypracował dla nich prawidłowej nomenklatury. Warto jednak podkreślić, iż adwokatura spośród zawodów prawniczych jako pierwsza otworzyła się na kobiety. Możliwość obejmowania przez nie stanowisk sędziowskich zaistniała dopiero w 1929 r.

Od odzyskania przez Polskę niepodległości, wydania przez Naczelnika Państwa Dekretu w przedmiocie statutu tymczasowego Palestry Państwa Polskiego oraz przyznania kobietom praw wyborczych w 2018 r. mija sto lat. Tymczasem, w 2007 r. kobiety zdobyły 21 proc. mandatów w parlamencie. W 2011 r. 24 proc., w 2015 r. – 27 proc. Trend polegający na zwiększaniu udziału kobiet w życiu parlamentarnym posuwa się z prędkością żółwia, a jeśli się utrzyma, dopiero w 2023 r. kobiety obejmą 36 proc. miejsc w Sejmie. Aby stanowić połowę posłów i senatorów, poczekają do połowy XXI w. Wciąż aktualne są nadto rozważania, jakie nazwy są poprawne: „ministerka", „premierka" czy też „ministra", „premiera".

W adwokaturze sytuacja wygląda inaczej. Już dziś kobiety stanowią około połowy palestry. Mimo to ich liczba w organach samorządu zaskakuje jednych tak samo,jak słowo „adwokatka" innych. Warto wspomnieć, że pośród 23 wybieralnych członków Naczelnej Rady Adwokackiej mamy trzy kobiety (wcześniej 4/24), w kolegium redakcyjnym „Palestry" – są trzy panie na 28 osób, zaś udział w niedawno zorganizowanej debacie nt. tajemnicy adwokackiej, radców prawnych i dziennikarzy wzięli udział sami panowie. Jak się okazuje, pomimo upływu stu lat, od kiedy kobiety w Polsce mają głos, doprawdy niewiele się zmieniło, o dziwo – także w adwokaturze. Dlatego, choć do wyborów samorządowych w palestrze pozostało jeszcze wiele czasu (2020r.), już dziś warto przypomnieć paniom słowa Marii Wysłouchowej wygłoszone podczas Zjazdu Kobiet Polskich w Zakopanem w 1899 r.: „Siostry, (...) pokażmy, że choć chłopy o nas mówią, że włos u nas długi, ale rozum krótki, to jednak my zrozumienie swoje w każdej sprawie mamy". ?

Autorka jest adwokatem, prowadzi blog pokojadwokacki.pl