Pamiętam, jak czytałem doniesienia o aresztowaniu Stanisława Gawłowskiego. To, co mnie wtedy uderzyło, to niekoniecznie atak prokuratury na posła opozycji. Do tego już się zdążyliśmy przyzwyczaić. Cały czas pamiętam informację, że jednym z powodów zastosowania aresztu, na które powołał się sąd, było zagrożenie dla prawidłowego przebiegu postępowania przygotowawczego przez to, że Gawłowski rozmawiał z dziennikarzami o swojej sprawie, że za pośrednictwem środków masowego przekazu mógłby informować potencjalnych świadków i współpodejrzanych o swojej linii obrony. Tymczasem od tygodni prokuratura wypuszczała przecieki do mediów o tym, że przygotowuje sprawę Gawłowskiemu, a potem w czasie składania i omawiania wniosku o uchylenie immunitetu był on przez prokuraturę i posłów strony rządowej grilowany we wszystkich polskich mediach.
Czytaj także: Piotr Paduszyński: Prokurator pisze wniosek o areszt tygodniami. Sędzia ocenia go kilka godzin
Podobnie było przy okazji wniosku prokuratury o uchylenie immunitetu prezesowi Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofowi Kwiatkowskiemu. Dowiadywaliśmy się nie tylko o chęci postawienia mu zarzutów, ale też prokurator cytował wybrane (czy wyrwane z kontekstu, tego nie wiemy) fragmenty nagranych rozmów i szeroko je omawiał. Podobnie rozpowszechniały je media. Tak samo było w postępowaniu dotyczącym Józefa Piniora. Co ciekawe, tak wylewna prokuratura nie była bynajmniej w sprawie PiS-owskiego senatora Stanisława Koguta. Czy to wynik innego podejścia do komunikacji z prasą konkretnego prokuratora, który sprawę prowadził, czy też innego nastawienia jego zwierzchników do polityka obozu rządzącego? Tego się zapewne będziemy mogli jedynie domyślać.
Prokuratorskie piętna
Boje byłych lub obecnych polityków opozycji nie tyle nawet z prokuraturą, ile z jej prasową aktywnością nie są niczym nowym w śledztwach i procesach karnych, z którymi się spotykałem w ciągu ostatnich 25 lat, czyli od czasu, kiedy zacząłem chodzić do sądów i prokuratur najpierw jako aplikant, a potem jako adwokat . Nie dotyczy to tylko polityków.
Dziennikarze często są traktowani przez prokuraturę instrumentalnie. W ten sposób oskarżyciel jeszcze przed pierwszym posiedzeniem sądu stara się naznaczyć podejrzanego przestępstwem, tak aby i sąd, i opinia publiczna od samego początku postrzegały sprawę przez pryzmat prokuratorskiej narracji, a i sam delikwent, którego to dotyczy, by był bardziej miękki w śledztwie. Wspomnienia same przyszły do głowy, gdy czytałem relacje prasowe ze wspomnianych spraw. A to dziewczyna, o której rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi mówił, że zabiła swoje dziecko tuż po nagłym porodzie, a jeden z tabloidów rozmowę okrasił jej zdjęciem wykonanym na oddziale szpitalnym, gdzie trafiła z zagrożeniem własnego życia. Sąd się nie dał urobić, odmówił aresztu, nie stwierdzając uprawdopodobnienia zabójstwa. Po trzech latach prokurator umorzył postępowanie, bo z opinii biegłych wynikało jednoznacznie, że przyczyna śmierci dziecka była zupełnie inna. A to rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Sieradzu jeszcze przed pierwszą rozprawą informował dziennikarzy, że zabójstwo zarzucone oskarżonemu Pakistańczykowi mogło być zabójstwem honorowym, bo tak stwierdziła biegła orientalistka w swojej opinii, której nikt wtedy poza prokuratorem nie miał okazji przeczytać. A to w innej sprawie obrońca powszechnie znanego w swoim mieście obywatela oskarżonego o zabójstwo żony w mowie końcowej przywoływał treść obszernej publikacji z czasów śledztwa, która zawierała wiedzę wówczas znaną jedynie prokuratorowi. W owej sprawie również zapadł wyrok uniewinniający.