Węgierski taniec bez trzymanki

To żadna reforma sądownictwa. To regularna kadrowa czystka.

Aktualizacja: 30.07.2017 09:53 Publikacja: 30.07.2017 00:01

Węgierski taniec bez trzymanki

Foto: Fotorzepa/Marian Zubrzycki

Dla uniknięcia pomówień o brak krytycyzmu nie rozpocznę tekstu dobranym na jego użytek mottem w brzmieniu: „Timeo Danaos et dona ferentes". Nie dysponuję jeszcze przecież niezbitymi dowodami, którymi mogłabym wesprzeć tezę, że dokonywane od jakiegoś czasu zmiany w prawie karnym sensu largo są podyktowane wyłącznie wolą zastraszania adresatów sankcjami kryminalnymi na wypadek jakiegokolwiek odstępstwa od szablonów postępowania narzucanych przez państwo. Trudno byłoby mi także uwiarygodnić zarzut drugiego dna w każdej z tych zmian, które pod pozorem wysiłków, którym władza publiczna, pod pozorem ulżenia spracowanemu społeczeństwu, de facto osacza je gęstniejącą siecią restrykcji w wolnościach oraz prawach statystycznego obywatela.

Nie muszę milczeć

Pozwalam sobie biadać nad prawem czy to już ustanowionym czy dopiero projektowanym jedynie wówczas, gdy dane rozwiązanie oceniam jako oczywiście nietrafne pod względem systemowym, prakseologicznym lub aksjologicznym, bądź jako skażone doniosłą wadą techniczno-legislacyjną. Zetknąwszy się z prawem niebudzącym zastrzeżeń, popadam w błogostan i z szacunkiem milczę. W obydwóch wariantach staram się zachować ostrożność. Zanim coś powiem lub umilknę, wielokrotnie tekst ustawy czytam, testuję go za pomocą powszechnie akceptowanych metod wykładni prawa, a jeśli tylko nadarza się okazja, dzielę się spostrzeżeniami ze znawcami przedmiotu. I – za co zawsze byłam sobie wdzięczna – potrafię przyznać, że tu czy tam, kontestując lub przyjmując jakieś unormowanie za dobrą monetę, błądziłam. Zdarzało mi się to nawet zawodowo przed Sądem Najwyższym. Nie uważam natomiast, by było niezbędne tłumaczenie mojego tytułu do uczestnictwa w publicznych dysputach na tematy prawne. Wystarczająco chroni mnie rodzime ustawodawstwo, dzięki któremu szczycę się obywatelstwem polskim. Nie sądzę też, żeby przeszkadzała temu moja data urodzenia. Jakkolwiek zdaję sobie sprawę, iż ostatnimi czasy nie brakuje takich, którzy dzielą nas, Polaków, na istoty godne akceptacji oraz na „złogi", w tym bliżej nieokreślone i odnoszone z niesmakiem do stajni Augiasza.

Nieobeznanym w subtelnościach antycznej Grecji śpieszę wyjaśnić, że w drugim przypadku chodzi o koński nawóz. Uprzątnięty przez niejakiego Heraklesa, co dzieckiem w kolebce łeb urwał Hydrze. Syna gromowładnego Zeusa i śmiertelniczki Alkmeny, wnuka boskich Kronosa i Rei. Cóż, autoprezentacja zależy od nas samych. Sprzedajemy swe ego według własnych miar, wag oraz upodobań. I na własne ryzyko. Zwłaszcza gdy mienimy się herosami. Jedni są gotowi kupić byle co, drudzy to coś zignorują, zaś najsprytniejsi zainicjują postępowanie przed kompetentną instancją (ta być może pomieli wolno, ale kiedyś wreszcie o czymś orzeknie). Tak czy owak, insynuacje, jakoby dyskutując głośno o prawie, sędzia czy prokurator wkraczał na obszar mu zakazany, wypada zwekslować choćby odesłaniem do – jakkolwiek to oceniać – absolutnie nieprawniczego dzieła „Afery czasów Donalda Tuska" (Wydawnictwo Zysk i S-ka 2014), którego współautorem jest mój młodszy kolega po fachu, a zarazem urzędujący guru i oficjalny mentor.

A pensje rosną...

Przechodząc do dylematów ściśle jurydycznych, które mnie niepokoją, proponuję przyjrzeć się rządowemu projektowi ustawy nowelizującej kodeks wykroczeń oraz kilka innych ustaw, w redakcji z 26 czerwca 2017 r., promowanemu w mediach, jak również na stronach: www.ms.gov.pl (dalej: projekt). Lekturę dokumentu zacznijmy od części motywacyjnej. Rewelacja goni tam rewelację, choć brakuje pewności, czy autorzy zawsze wiedzieli, o czym piszą. Mimo to niektóre nie wymagają polemik z pozycji Rejtana. Co więcej, deklarowane cele zmian w większości zasługują na aprobatę. Szczególnie koncentrujące się na efektywności postępowania w sprawach o wykroczenia przed sądem. Nie mówiąc o dążeniu do liftingu puli wszystkich spraw, z jakimi corocznie zmagają się sądy karne. Ta pula pęcznieje z powodu przeszkód w prawomocnym zakończeniu postępowania mandatowego oraz nieuchronnych następstw tzw. przepołowienia przestępstw i wykroczeń przeciwko mieniu na podstawie kryterium wartości przedmiotu czynności wykonawczej (w wersji obowiązującej od 9 listopada 2013 r., doszlifowanej z mocą od 21 marca 2015 r. po dwóch wielkich nowelizacjach uchwalonych w poprzedniej kadencji parlamentu). Przypomnijmy, że na polu procedury kluczowy problem sprowadza się do miernej skuteczności mandatów karnych zaocznych, to znaczy nakładających grzywnę na sprawcę wprawdzie spersonalizowanego, jednakże niezastanego w miejscu popełnienia wykroczenia. Obecnie mandat taki pozostawia się w dowolnym miejscu, byleby delikwent mógł go stamtąd niezwłocznie odebrać. Z nadzieją, że to nastąpi oraz że odbiorca mandatowi się podporządkuje (art. 98 § 4 k.p.s.w.).

Szkopuł jednak w tym, że nie każdy sprawca martwi się kwitami znajdowanymi – jak to zwykle bywa – na szybie samochodu za wycieraczką do tego stopnia, by zechciał uiścić grzywnę w ustawowym, bardzo krótkim terminie siedmiu dni. W rezultacie mandat się nie uprawomocnia. Wystawca staje przeto przed koniecznością skierowania wniosku o ukaranie do sądu (art. 98 § 5 k.p.s.w.). Zapewne jakąś liczbę tego typu przeszkód wyeliminowałaby propozycja, by organ, w zależności od sytuacji, był mocen doręczyć delikwentowi mandat w sposób standardowy, natomiast ten drugi miałby na uiszczenie grzywny dni 14 (art. 98 § 4 pkt 2 i § 5 zd. drugie k.p.s.w. w brzmieniu projektu).

Co się tyczy przeszkód zakorzenionych w prawie materialnym, problem w tym, że aktualnie wykroczenia określone w art. 119 § 1 k.w. (kradzież lub przywłaszczenie cudzej rzeczy ruchomej), art. 120 § 1 k.w. (tzw. kradzież leśna), art. 122 § 1 i 2 k.w. (paserstwo) oraz w art. 124 k.w. (zniszczenie lub uszkodzenie cudzej rzeczy) oddziela od odpowiadających im przestępstw chroniących mienie, opisanych – odpowiednio – w art. 278 § 1 k.k., art. 284 § 1 i 2 k.k., art. 288 § 1 i 2 k.k., art. 290 § 1 k.k., art. 291 § 1 i 2 k.k. oraz w art. 292 § 1 k.k., wartość wyrażona nie kwotowo, lecz parametrycznie. Wynosi ona 1 minimalnego wynagrodzenia za pracę (w sensie art. 57 § 9 k.w.). W kategorii wykroczeń mieszczą się czyny godzące w mienie wartości nieprzekraczające tej granicy. Ponieważ wynagrodzenie minimalne z roku na rok rośnie, od blisko czterech lat owa granica przesuwa się w górę i przekształca czyny, które w chwili popełnienia wyczerpywały znamiona danego przestępstwa, w siostrzane wykroczenia. To z kolei nakłada na sądy permanentny obowiązek zamiany niewykonanych w całości kar pozbawienia wolności, ograniczenia wolności lub grzywny prawomocnie orzeczonych na kary właściwe wykroczeniom. W reżimie art. 2a kodeksu wykroczeń.

Diabelska sztuczka

O ile korektom w postępowaniu mandatowym można zarzucić najwyżej naiwność czy zero kryteriów decydujących o wyborze drogi dotarcia mandatu zaocznego do delikwenta, o tyle za proponowanym zamknięciem wspomnianej wartości granicznej w stałej kwocie 400 zł (zob. wymienione przepisy typizujące wykroczenia w wydaniu projektu) kryje się zamysł zgoła diaboliczny. Traf sprawił, że w 2017 r. wysokość wynagrodzenia minimalnego skoczyła do 2000 zł. Ćwiartka tej kwoty, co bezdyskusyjne, równa się 500 zł. Zatem propozycja pociąga za sobą kryminalizację, czyli przeistoczenie w przestępstwa wszystkich dzisiejszych wykroczeń przeciwko mieniu wartości w przedziale powyżej 400 do 500 zł. Łatwo porachować, że taka czarcia sztuczka zwiększyłaby obciążenie sądów karnych sprawami o czyny wyrwane prawu wykroczeniowemu bez względu na usprawnienia w oferowanym mu postępowaniu mandatowym. W dodatku nie zadziałaby wstecz, nie unieruchomiłaby w stosunku do zaszłości mechanizmu art. 2a k.w. i nie pozwalałaby uznawać za przestępstwa zamachów za mienie wartości oscylującej we wzmiankowanym przedziale, notowanych przed jej wejściem w życie.

Nieposłuszeństwo gorsze niż rany

O nieszczerości argumentacji, czemu służy projekt, pośrednio świadczy ponadto niedawny, animowany z datą 1 czerwca 2017 r., akt kryminalizacji zachowania w postaci nieposłuszeństwa kierowcy, motocyklisty, maszynisty, operatora itp., wobec wydanego przez osobę uprawnioną do kontroli ruchu drogowego, poruszającą się pojazdem chociażby napędzanym tylko siłą łydek lub znajdującą się na statku wodnym albo powietrznym, przy użyciu sygnałów dźwiękowych i świetlnych, polecenia zatrzymania prowadzonego pojazdu mechanicznego (art. 178b k.k. dodany przez 1 pkt 3 noweli opublikowanej w DzU z 2017 r., poz. 966). Grozi za to kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. Szczebel wyższa niż za występek wypadku komunikacyjnego stypizowany w art. 177 § 1 k.k., w którym inna osoba odniosła obrażenia ciała poważniejsze od tzw. lekkich, czyli powodujące naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia na czas powyżej siedmiu dni (tu sankcja opiewa na izolację w zakładzie karnym do lat trzech). Tymczasem do 31 maja czyn stanowił wykroczenie, o którym mowa w 92 § 1 k.w., zagrożone karą grzywny albo nagany. I ten ruch siłą faktu zwiastuje wzrost liczby spraw obciążających sądy karne. Prawdziwa jazda bez trzymanki.

Cynizm i krzywoprzysięstwo

Gdy spisywałam powyższą opinię, na kanale informacyjnym telewizji, do którego miałam podczas kanikuły dostęp, emitowano smutny spektakl. Główną rolę kreował pewien dżentelmen. To krzyczał wniebogłosy, to gniewnie cedził co drugie zdanie. Obwiniał wszystkich o wszystko. Jakby chciał zagłuszyć jakąś złą prawdę. Czy aby nie tę w tle oracji? Wtórowali mu dziwni dziennikarze. Drużyna drewnianych lalek. Podnoszących głos na respondentów, którzy mieli odwagę sprzeciwić się tamburmajorowi. Oczerniających obiekty jego ataków. Czytających temuż z ust, oddających cześć należną co najmniej herosom. Zamknąwszy oczy, przez chwilę słyszałam okrzyki sprzed kilkudziesięciu lat: „Precz z nimi! Na Madagaskar! A inteligencję, bracia robotnicy, na...". Jeżeli się nie mylę, w oryginale dobiegały one ze stacji radiowej pod iście wakacyjną nazwą „Fala 56". Na szczęście teraz zdania te skandowała jedynie zbolała pamięć. Niech nikt nie waży się jej naśladować. Ani bohaterów stanów nadzwyczajnych w nowożytnej Europie, z którymi zdaje się sympatyzować falująca frakcja w dziennikarstwie.

Pora na kilka zdań w kwestii forsowanej niby reformy sądownictwa, z Sądem Najwyższym na czele (zob. druk nr 1727 Sejmu VIII kadencji; dalej: projekt nowej u.s.n.). Bez silenia się na eufemizmy. Po pierwsze, żadna to reforma. To regularna kadrowa czystka. Na modłę węgierską. W tempie tańca nr 5 fis moll J. Brahmsa. W imię czego? Prawem zwycięzcy. Za brak aplauzu dla pomysłów rodem z V kadencji Sejmu, aby ku uciesze rodaków znudzonych monotonią demokracji, wywrócić do góry nogami ład nastały w wyniku ideologii Okrągłego Stołu. Która grupa zawodowa bojkotowała zapędy w tym kierunku prawie jednogłośnie?

Wiadomo, sędziowie. No to zastąpi się każdego, kto maczał w tym palce bądź temu przyklaskiwał, zwolennikami idei konkurencyjnych. Pretekst zawsze się znajdzie. Szukać go zresztą daleko nie trzeba. Dość naurągać niepokornym od skamielin, spadkobierców postkomunizmu (z przyczyn metrykalnych komunistów z krwi i kości można już karać tylko mandatami ostatecznymi). Wydrwić niezręczność retoryki z porównaniem się do „kasty". Urlopowany, pląsający w discopolowym rytmie, odsuwany od bibliotek, teatrów i filharmonii naród szybko nie kiwnie palcem. Zwłaszcza jeśli obieca mu się gruszki na wierzbie, zagrozi obcymi lub sowicie zapłaci. Rzecz jasna w gotówce, nie w walucie miłej elitom. Nie w wierszach, pieśniach ani we wzniosłych apelach. Rekapitulując, zaklęcia, jakoby młoda krew czy krótkie życiorysy zwiastowały nową jakość w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, są po prostu cyniczne.

Po drugie, spłonąć ze wstydu powinien każdy, kto ucieka się do krzywoprzysięstwa, iżby autorytet Sądu Najwyższego nadwerężał dotąd brak izby dyscyplinarnej (do sądzenia sędziów, prokuratorów i członków innych prawniczych klik). Z lepiej wynagradzanymi jurorami. Wolne żarty i kolejny plagiat. O archetyp takiego ciała, podobnie jak wydziału spraw wewnętrznych w Prokuraturze Krajowej, zapytajmy w IPN. Odgrzebią pion VI w strukturach SB. Ten od ścigania swoich.

Po trzecie, fundamentów państwa nie przestawia się monochromatycznie. Organizuje się stoły z podstolikami dla wszystkich zainteresowanych. Uzgadnia się założenia, a nie projekty ustaw słanych do Sejmu hurtowo, na ekspresową ścieżkę legislacyjną.

Po czwarte, wbrew mglistym przyrzeczeniom projektodawca nie łączy akcji weryfikacyjnej sędziów SN z jakimikolwiek modyfikacjami w postępowaniu cywilnym czy karnym. Śladowe zmiany – w liczbie raptem siedmiu, przewidziane w art. 79 i 80 projektu nowej u.s.n., mają charakter kosmetyczny. Oto więcej niż namacalny dowód, że weryfikacja kadr jest celem samym dla siebie, nie zaś panaceum na zło w sprawach rozpoznawanych przez sądy.

Po piąte, koleżanki i koledzy, nie przesadzajmy z szufladkowaniem ogółu wyborców. Nie nazywajcie „bojówkarzami" obywateli, którzy usiłują przekonać społeczeństwo, że bolączek w funkcjonowaniu trzeciej władzy nie uleczy się ani nowymi członkami KRS, prezesami sądów czy sędziami najwyższej instancji, ani powierzeniem organizacji SN członkowi rządu w randze prokuratora generalnego (zob. art. 3 § 2 projektu nowej u.s.n.). Ugryźcie się w język, zanim posuniecie się do niesławnego schematu obwieszczeń ze wstępem: „Uwaga, bandyci!".

Po szóste, na dalszą metę elektorat nie zadowoli się grami personalnymi. Obiecuje mu się wszak lepszą realizację prawa do sądu. Jeżeli się tego nie doczeka, wreszcie tupnie.

—Autorka jest prokuratorem Prokuratury Generalnej w stanie spoczynku

PS. Nagłe wycofanie się z opłaty paliwowej któryś raz z rzędu pokazuje, że los Rzeczypospolitej dziś zależy od kaprysu jednego człowieka. Proszę Pana, niech Pan nie kaprysi w sprawie sądów i pozostałych filarów demokratycznego państwa prawnego. Chyba że pragnie Pan zostawić po sobie potop.

Dla uniknięcia pomówień o brak krytycyzmu nie rozpocznę tekstu dobranym na jego użytek mottem w brzmieniu: „Timeo Danaos et dona ferentes". Nie dysponuję jeszcze przecież niezbitymi dowodami, którymi mogłabym wesprzeć tezę, że dokonywane od jakiegoś czasu zmiany w prawie karnym sensu largo są podyktowane wyłącznie wolą zastraszania adresatów sankcjami kryminalnymi na wypadek jakiegokolwiek odstępstwa od szablonów postępowania narzucanych przez państwo. Trudno byłoby mi także uwiarygodnić zarzut drugiego dna w każdej z tych zmian, które pod pozorem wysiłków, którym władza publiczna, pod pozorem ulżenia spracowanemu społeczeństwu, de facto osacza je gęstniejącą siecią restrykcji w wolnościach oraz prawach statystycznego obywatela.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie