Ani zarzuty, że sprzyjające obecnej władzy media skazały marszałka Tomasza Grodzkiego przed procesem, ani lekceważenie oskarżających go świadków (a to dowód jak każdy inny), ani spekulacje, że wniosek o uchylenie immunitetu marszałka ma przykryć kłopotliwe wpadki władzy, ani obawa o naruszenie politycznej pozycji marszałka nie zmienią faktu, że ta głośna sprawa musi być prawnie wyjaśniona.
Jeśli tego nie zrobi sąd karny, to będzie rozstrzygana w mediach i na portalach, wciągając w ten spór także senatorów, gdyby zablokowali drogę do sądu. Podobna sprawa zwykłego obywatela trafiłaby bowiem do sądu, nieuchylenie immunitetu wymaga zatem uzasadnienia przed opinią publiczną.
Czytaj także: Prokuratura chce uchylenia immunitetu marszałkowi Senatu Tomaszowi Grodzkiemu
Marszałek Grodzki mówi, że odebranie mu immunitetu będzie oznaczało, że może być zatrzymany, a przy kruchej większości senackiej zatrzymanie jednego senatora będzie próbą odzyskania większości. Ale uchylenie immunitetu nie oznacza zgody na zatrzymanie: to odrębna procedura wymagająca odrębnej uchwały Senatu.
Krytykując rozpasanie w Polsce immunitetów, wskazywałem, że trzeba je ograniczyć do zakazu zatrzymania, aresztowania, aby parlamentarzyści czy sędziowie mogli wykonywać swoje obowiązki. Nie jest zaś aż tak ważną przeszkodą wezwanie do sądu: przecież wielu sędziów czy parlamentarzystów ma własne sprawy, choćby spadkowe, rozwodowe czy rodzinne, wzywani są na świadków i muszą się stawiać na wezwanie. To rzecz normalna i nikomu korona z głowy nie spada.