Staram się wcielać w życie rycerskie zasady - Michał Wojtysiak o pasji

Rozmowa | Michał Wojtysiak, łódzki adwokat, namiestnik Bractwa Rycerskiego Ziemi Łęczyckiej

Aktualizacja: 06.02.2016 10:51 Publikacja: 06.02.2016 10:00

Staram się wcielać w życie rycerskie zasady - Michał Wojtysiak o pasji

Foto: 123RF

Rz: Jak długo jest pan rycerzem?

Michał Wojtysiak: Już ponad 20 lat. W liceum z kolegami grałem w gry fabularne, tzw. RPG. To gry towarzyskie oparte na narracji, w których uczestnicy wcielają się w role fikcyjnych postaci. Akcja toczy się w warunkach zbliżonych do średniowiecza. Stąd może wzięło się u nas zainteresowanie rycerstwem. Na jednym z wyjazdów spotkaliśmy ludzi, którzy zaczynali się bawić w rekonstrukcje. Pojechaliśmy razem na zamek w Gniewie, który właśnie odbudowywano. Szybko złapałem bakcyla. Skompletowałem nawet strój pazia.

Paziowie chyba chodzili w rajtuzach, prawda?

Krzykiem mody były wówczas legginsy, do tego oficerki i kolczuga wykonana z podkładek sprężynujących.

Podkładek?!

Tak, takich pod śrubki. Rok później dostałem się na prawo na Uniwersytecie Łódzkim. Tam zaraziłem pasją więcej osób zainteresowanych rycerstwem. Pamiętam, że na wykładach z prawa rzymskiego przez cały semestr kombinerkami wykonywałem wspomnianą kolczugę. Egzamin z prawa rzymskiego jednak zdałem jako jeden z lepszych studentów. Dostałem czwórkę za pierwszym podejściem, co u profesora Kodrębskiego było dużym osiągnięciem. Inni „producenci" kolczug niestety nie zdali.

W czasie studiów z kolegami założyliśmy Bractwo Rycerskie na Zamku Królewskim w Łęczycy. Pojechaliśmy też razem na pierwszą rekonstrukcję bitwy pod Grunwaldem.

Obecnie stroje rycerzy wyglądają chyba bardziej profesjonalnie niż te, które pan opisał?

Zdecydowanie. Są wykonywane przez rzemieślników na podstawie źródeł historycznych. Na przykład za hełm płaci się czasem ok. 600 zł, a za naramienniki 80 zł.

Nie jest to tanie hobby.

Nie, zwłaszcza dla tych rycerzy, którzy jeżdżą konno. Bo przecież na rekonstrukcję przyjeżdżają też rycerze z własnymi końmi (które trzeba wyżywić, przewieźć i mieć czas na jazdę na nich). Niestety, z tych powodów nie jeżdżę konno.

Co jest ciekawego w rekonstrukcjach?

To z jednej strony wspaniała lekcja historii. Można się poczuć jak w średniowieczu. A także okazja do spotykania się z ciekawymi ludźmi. Trochę też jest w tym rywalizacji – ważne jest, kto ma bliższą historycznym realiom zbroję i ekwipunek. W tamtym roku pod Grunwaldem robiliśmy spis chorągwi. Koledzy dysponowali jego piętnastowiecznym zapisem. Wzorowaliśmy się na nim. Wszyscy kolejno podchodzili do stołu, przy którym siedział pisarz z namiestnikiem chorągwi. Każdy prezentował swoje uzbrojenie. Wszystko zostało spisane językiem polskim z elementami łaciny. Jak przed wiekami.

Jaki był przekrój wiekowy?

Szeroki. Najstarsi koledzy przekroczyli siedemdziesiątkę. Najmłodsi to nasze dzieci.

Czy został pan kiedyś ranny?

Tak, w czoło. Mieliśmy pokaz na targach koni pod Łodzią. Kolega, też zresztą prawnik, miał nowy miecz, który ważył ponad 4 kg. Nie do końca umiał się nim posługiwać. Niechcący uderzył mnie w czoło. Poczułem tylko ciepło krwi na twarzy. Nie bolało, ale okazało się, że rana jest głęboka i trzeba było ją szyć. Pokaz był jednak niezwykle widowiskowy. W szpitalu w przebraniu rycerza też wzbudziłem sensację.

Jest pan namiestnikiem Bractwa Rycerskiego Ziemi Łęczyckiej.

Tak. Wcześniej był nim mój przyjaciel. Jednak potem Bractwo powierzyło mi tę funkcję i już tak zostało do dziś. Bractwo ma już 20 lat. Tutaj należy jeszcze wspomnieć, iż przełomowym momentem dla polskiego rycerstwa było powstanie w 1997 r. Kapituły Rycerstwa Polskiego. Dzięki temu, że jestem prawnikiem, szybko wybrano mnie na członka Konwentu. A byłem przecież jeszcze nieznanym rycerzem, wręcz nic nieznaczącym lokalnym watażką. W czasie mojej pracy w Konwencie opracowałem regulaminy zachowania obowiązujące rycerzy i reguły rządzące naszą organizacją, które do dnia dzisiejszego są stosowane w polskim ruchu rekonstrukcyjnym. Wkrótce wybrano mnie na kanclerza, potem miecznika – takiego głównego policjanta rycerskiego.

Został pan też odznaczony.

Tak. Kapituła Rycerstwa Polskiego wraz z hetmanem przyznała mi Order Orła z Mieczami. Jestem w gronie 13 wybrańców, którzy mogą się nim pochwalić. Jest nadawany osobom wywodzącym się z ruchu rekonstrukcyjnego za ich pracę dla ruchu rycerskiego i w uznaniu za ich zachowanie będące wzorem do naśladowania dla tych, co kroczą drogą rycerską. Nie wiem, czy mi się udaje, ale staram się wcielać w życie rycerskie zasady zachowania. Order zakładam na niektóre uroczystości, nie tylko rycerskie, np. na bal Bractwa Kurkowego czy bal prawników.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Rz: Jak długo jest pan rycerzem?

Michał Wojtysiak: Już ponad 20 lat. W liceum z kolegami grałem w gry fabularne, tzw. RPG. To gry towarzyskie oparte na narracji, w których uczestnicy wcielają się w role fikcyjnych postaci. Akcja toczy się w warunkach zbliżonych do średniowiecza. Stąd może wzięło się u nas zainteresowanie rycerstwem. Na jednym z wyjazdów spotkaliśmy ludzi, którzy zaczynali się bawić w rekonstrukcje. Pojechaliśmy razem na zamek w Gniewie, który właśnie odbudowywano. Szybko złapałem bakcyla. Skompletowałem nawet strój pazia.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?