MON zakłada, że zawodowa armia będzie liczyła 150 tys. żołnierzy. Na koniec roku Wojsko Polskie liczyło 107,7 tys. żołnierzy zawodowych, ale do końca stycznia jego szeregi opuści 1 858 osób. To ruch naturalny i obserwowany co roku – żołnierze odchodzą na emeryturę. Jednak liczba ta jest większa niż w latach poprzednich. Z danych MON wynika, że rok temu w styczniu odeszło 1 270 żołnierzy, w 2018 r. – 1 112.
Resort obrony założył, że w tym roku armia zawodowa powinna osiągnąć 111,5 tys. etatów, dodatkowe 29 tys. będzie w Terytorialnej Służbie Wojskowej WOT. Nawet jeżeli założymy, że część przejdzie do WOT i służby zawodowej z Narodowych Sił Rezerwowych – formacji stopniowo likwidowanej, to i tak armia powinna przyjąć kilkanaście tysięcy rekrutów.
Resort obrony, świadomy tych wyzwań, rozpoczął kampanię „Zostań żołnierzem Rzeczpospolitej". Namioty z logo WKU pojawiły się na stokach narciarskich w górach, latem wojsko werbowało też na plażach, piknikach, festynach.
Czy jest możliwe skokowe zwiększenie liczby żołnierzy w sytuacji, gdy jest niż demograficzny, niskie bezrobocie, a płace w armii, szczególnie na starcie, nie są oszałamiające? Szeregowy dostaje 3650 zł brutto, podporucznik 5220 zł (dane za 2019 r.). MON zapowiada podwyżki o kilkaset złotych.
Moim zdaniem nie, bo system werbunku oparty jest na strukturze, która powstała w 1944 r. i nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Za rekrutację odpowiadają Wojskowe Komendy Uzupełnień, które najczęściej obejmują obszar powiatu, jest ich kilkadziesiąt. Wydawać by się mogło, że takie zagęszczenie powinno być ich atutem.