Ostatni kryzys amerykańsko-irański w 40-letniej historii tego konfliktu został zauważony w Europie. Amerykańscy Marsjanie surowo rozprawili się z gen. Sulejmanim za m.in. działania przeciwko ambasadzie w Bagdadzie i wiele wcześniejszych antyamerykańskich przedsięwzięć. Sytuacja w Zatoce Perskiej stawała się bardzo napięta.
Jednak Europejczycy z Wenus nie zaskoczyli nikogo, zachowali się przewidywalnie. Najpierw zaczęli dywagować, czy amerykańska akcja miała legitymizację prawną. Następnie zaapelowali o deeskalację napięcia. Równolegle toczyły się lamenty i rozważania, czy to nie zaczyna się już trzecia wojna światowa. Zatem europejska kakofonia. J. Borel, komisarz od spraw zagranicznych, szybko zaproponował rozmowy z irańskim ministrem spraw zagranicznych. Wydawało się, że to prawidłowa reakcja. Jednak równolegle odezwała się europejska trojka, czyli oświadczenie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii wyrażające zatroskanie i nawołujące do deeskalacji konfliktu. To oczywiste pustosłowie, ale zdezawuowało to inicjatywę Borela.
Zadziwiająca zbieżność
Następnie zwołano pilnie Radę ds. Zagranicznych (FAC), która oczywiście zaapelowała o... powstrzymanie się i... deeskalację konfliktu. Wreszcie też kanclerz Angela Merkel popisała się inicjatywą i pojechała do Moskwy (!). W czterogodzinnej rozmowie potwierdzono zbieżność stanowisk Niemiec i Rosji w kwestii wszystkich omawianych problemów międzynarodowych. Wizyta pani kanclerz w Moskwie oczywiście przekreśliła efekt jedności, który miał być rezultatem posiedzenia Rady ds. Zagranicznych Unii. Ze wszystkich tych działań wyłania się też europejska chęć zachowania neutralności i gotowość jedynie do mediacji.
Nie tego oczekują jednak strony konfliktu. Oczekują opowiedzenia się przez Europę po jednej ze stron. Iran oczekuje, że Europa obroni go przed sankcjami amerykańskimi, np. przez system finansowania handlu poza strefą dolarową. Amerykanie zaś oczekują jednoznacznego opowiedzenia się po ich stronie np. do udziału w morskiej misji monitorującej swobodę żeglugi po Zatoce Perskiej lub większego zaangażowania się w natowską misję w Iraku. Europejska neutralność i ewentualna gotowość do mediacji wyklucza Europę z tego konfliktu. Takie zachowanie pogłębia rozdźwięki transatlantyckie. W konflikcie irańsko-amerykańskim nie powinniśmy mieć w Europie dylematów.
Amerykanie nie dostrzegają w Europie partnera, który emanuje mocą, potencją do działania. Widzą brak jedności, woli i instrumentów oddziaływania. Dostrzegają egoistyczną postawę w sprawie Iranu. Chęć odnoszenia jedynie materialnych korzyści z handlu z Teheranem. Europa nie dostrzega zaś ułomności nuklearnego porozumienia z Iranem z 2015 roku. Ma w oczach jedynie lukratywne zyski na dużym i chłonnym rynku irańskim.