Zabytki architektury sakralnej: Perły z modrzewia

W Polsce historia obeszła się bezlitośnie z drewnianymi dworami szlacheckimi, natomiast drewnianych kościołów, nawet kilkusetletnich, jeszcze trochę pozostało.

Publikacja: 30.05.2019 19:00

Zabytkowy drewniany kościół w Sokołowie Włościańskim

Zabytkowy drewniany kościół w Sokołowie Włościańskim

Foto: Wikipedia

„Obce rzeczy wiedzieć dobrze jest, swoje – obowiązek” – takie motto dał całemu swojemu życiu niestrudzony badacz kultury staropolskiej Zygmunt Gloger. Jeszcze kilka pokoleń i drewniane kościoły też sczezną, może ten i ów, tu i ówdzie przetrwa. Toteż wypadałoby choć trochę dowiedzieć się o tym elemencie naszego krajobrazu.

Tajemnica cieśli

Przy szosie z Pułtuska do Rząśnika, w Sokołowie Włościańskim, drogowskaz informuje: „Zabytkowy kościół drewniany”. Ufundował go niegdysiejszy właściciel wsi, Jan Wiecki, cześnik ciechanowski. W zakrystii zachował się oryginalny zamek z kutego żelaza i klucz. Ksiądz Mariusz Dołęgowski, proboszcz parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP, jest redaktorem pracy „Kościół w Sokołowie Włościańskim 1682–2017” (tekst Anna Henrykowska).

Podaje ona, że według zapisu z 1756 roku w ołtarzu głównym, znajdował się obraz Najświętszej Maryi Panny, „do której ludzie uciekający się w wypadkach swoich łask doznawają”. W źródłach z epoki można znaleźć informacje o założycielach, fundatorach, darczyńcach, dobrodziejach tej świątyni, ale o tych, którzy w niej „łask doznawali” nie wiadomo nic, a tym bardziej o samych łaskach. A przecież musiały chwytać za serce, o czym świadczą wota składane przy obrazie. W 1764 roku, podczas sporządzania inwentarza, odnotowano ich 156. Wierni – w intencji i w podzięce – składali srebrne i złote obrączki, sznury pereł i korali, srebrne zausznice i guziki, złoty medalion z wizerunkiem św. Gabriela; pani Żabińska (złoty naszyjnik) jest jedyną znaną z nazwiska ofiarodawczynią. Toteż nic dziwnego, że w 1739 roku wizytator nakazał przekazanie najcenniejszych sokołowskich wotów w depozyt do skarbca kolegiaty w Pułtusku, aby chronić je przed złodziejami. Obowiązku tego nigdy nie wypełniono, a wota i tak uległy rozproszeniu. W 1816 roku pozostały już tylko cztery wota: krzyżyk złoty i srebrny, złączone dwa srebrne serca i srebrny półksiężyc. „W kaplicy sokołowskiej nie zachowały się spisy łask otrzymywanych za pośrednictwem Maryi. Być może w ogóle nie były prowadzone”.

Kościół w Sokołowie Włościańskim skrywa jeszcze jedna tajemnicę, o której zresztą, paradoksalnie, „głośno krzyczy”: na potężnej belce biegnącej ponad nawą, pomiędzy ścianami bocznymi, widnieje duża, bardzo wyraźnie i starannie wyryta w drewnie data: „1687”. Świątynię erygowano 22 lipca 1682 roku, co do tego nie ma nawet cienia wątpliwości, skąd zatem różnica pięciu lat? Bóg jeden raczy wiedzieć. Szalony cieśla? Rok okropnej zbrodni i zadanej pokuty? Ktoś chciał upamiętnić wybór Iwana Mazepy na hetmana Zadnieprza?

Ile takich tajemnic skrywają małe drewniane kościółki?

Cudowne drewno

Pierwsze kościoły, jakie wzniesiono w piastowskiej Polsce w X i XI stuleciu, w żaden sposób nie nawiązywały do tradycji rodzimego budownictwa – ani wyglądem, ani budulcem. Nie były drewniane, lecz kamienne. Ale już w XII wieku kościoły kamienne i ceglane, mimo że było ich kilkadziesiąt, znalazły się w mniejszości, ponieważ drewniane szły w setki.

W Polsce Jagiellonów liczba wiejskich świątyń wzrosła niepomiernie. „Szkoda jednak, że nie wszystkie budowano z modrzewiu, bo gdzie nie było lasów modrzewiowych, tam musiano budować z sosny, więc z przed kilku wieków zaledwie kilkanaście modrzewiowych dotrwało do naszych czasów” (pisownia oryginalna), zanotował w 1907 roku Zygmunt Gloger w dziele „Budownictwo drzewne i wyroby z drzewa w dawnej Polsce”.

Nie bez powodu darzono takim sentymentem drewno modrzewiowe, wysoko je ceniono: wszystkie gatunki modrzewia wytwarzają drewno twarde, łatwo łupliwe i dość trudno zapalne, o małej kurczliwości, niewykazujące skłonności do wewnętrznych pęknięć i wypaczenia się podczas suszenia. Drewno modrzewiowe charakteryzuje się bardzo dużą wytrzymałością, jest jednym z najtrwalszych gatunków drewna. Najlepsze właściwości wytrzymałościowe ma drewno pozyskiwane z drzew w wieku 100–120 lat. Trwałość naturalna w stanie suchym (w budynku) jest bardzo duża – ocenia się ją nawet na kilkanaście stuleci. Drewno modrzewiowe jest bardzo odporne na zmienne warunki atmosferyczne; jest wodoodporne, grzyboodporne, nie gnije. Drewno świeże jest trudne w obróbce, ponieważ wycieka z niego gęsta żywica, ale suche łatwo poddaje się piłowaniu, struganiu, wierceniu, przebijaniu gwoździami. Podczas wykopalisk w Elblągu wydobyto zabawkę dziecięcą – konika wystruganego z modrzewia.

Modrzewie od wieków wykorzystywano do budowy łodzi, mostów, nabrzeży portowych (np. w średniowiecznym Wolinie). Wykonywano z niego deski przeznaczone do malowania obrazów. Ponieważ sprawdzał się świetnie jako materiał konstrukcyjny i wykończeniowy, na wielką skalę wykorzystywano go do wznoszenia dworów i kościołów. Niestety, technologiczny sukces okazał się zabójczy: popularność modrzewia jako materiału budowlanego doprowadziła niemal do wytrzebienia tego gatunku na terenie Polski.

W Polsce – jak kto chce

Wśród tysięcy inwentarzy sprzed stuleci, zawierających opisy drewnianych budynków, do rzadkości należą wzmianki o drewnianych kościołach czy kaplicach, choć przecież także były ich tysiące. Powód jest prozaiczny: gdy przychodziło do dzielenia majątku, dzierżawienia go, zastawiania i sprzedawania, spisywano wszystko skrupulatnie. Tymczasem kościołów nikt nie dzielił między członków rodziny, nie dzierżawił, nie zastawiał, nie sprzedawał, nie dziedziczył, nie było potrzeby skrupulatnego notowania: co, gdzie, ile. „Chyba więc może gdzie w archiwach kapitulnych czy konsystorskich, szczęśliwszy odemnie poszukiwacz natrafi kiedy na materjał z przeszłości w tym kierunku” (Zygmunt Gloger, „Encyklopedia staropolska”, (pisownia oryginalna).

Wzmianki o kościołach w prywatnych inwentarzach to wielka rzadkość, taka jak ta z Modlnicy pod Krakowem, która pod rokiem 1582 wymienia „ten kościół stojący tuż przy dworze jest wszędzie cały, a z wierzchu obity wszystek gontami, dla dżdżów, aby nie psowały ścian, dach cały na kościele też pobity gontami”. Właśnie dla tych dżdżów, „aby nie psowały ścian”, w zasadzie wszystkie drewniane kościoły czymś obijano od góry do dołu, w Małopolsce gontami, na Mazowszu i Podlasiu tarcicami, czyli deskami. Miało to tę dodatkową zaletę, że wzmacniało wysokie ściany. Nie inaczej jest w przypadku kościoła w Sokołowie Włościańskim.

Godnym uwagi elementem drewnianych kościołów są ganki na słupach, okalające na zewnątrz ściany budowli, nazywane dawniej przez ludność wiejską „sobotami”. Ich funkcja – na pierwszy rzut oka – wydaje się oczywista: odprowadzanie wody z dachu kościoła tak, aby ściekała jak najdalej od fundamentu. Ale było jeszcze coś, co znalazło odzwierciedlenie właśnie w nazwie: pod sobotą mogła iść procesja w słotne dni, a także chronili się tam ludzie niemieszczący się w szczupłej świątynce. Soboty bywały obijane deskami dla lepszej ochrony wiernych przed deszczem, śniegiem, wiatrem. „W czasach dawnych, gdy parafje były o wiele rozleglejsze, a drogi znacznie gorsze i gospód po wsiach było dużo mniej, pobożni, którzy z dalszej okolicy na niedzielne nabożeństwo przybywali już w sobotę na noc, znajdowali przy kościele gotowe schronisko”, podaje Zygmunt Gloger.

W następujący sposób wyjaśnia on rozmaitość konstrukcji sobót, na przykładzie kościoła w Tymowej w Galicji, który miał soboty bardzo ozdobne, wsparte na słupach dwojakiej konstrukcji, przy czym obu swojskich, używanych w dawnym polskim budownictwie: „Ta rozmaitość przy jednym kościele pochodzi prawdopodobnie z tej przyczyny, że soboty takie, jakie tu dziś widzimy, mogły nie być budowane jednocześnie i przez jednego cieślę, a każdy z nich budował jak chciał, podług tego jak mu się zdawało ozdobniej, boć nie na darmo powstało stare nasze przysłowie, że w Polsce – jak kto chce”.

Ogólną cechą staropolskiego budownictwa drewnianego, sakralnego i świeckiego, jest wiązanie belek na węgieł (zamek). Ale niektóre z tych węgłów wprawiają w zdumienie współczesnego obserwatora, ponieważ końce poziomo ułożonych bali, tworzących węgieł, bywały nieobcięte „na równo”, lecz sterczały, jedne krótsze, drugie dłuższe, co stwarza wrażenie niechlujstwa, prymitywizmu, lenistwa budowniczych. Nic z tych rzeczy. Etnografowie odnotowali stare, ludowe wierzenia o złych skutkach dla człowieka odcinającego końce bali wystające poza węgieł.

Cudze chwalicie, swego nie znacie...

Drewniane kościoły były stawiane na miarę ludzi, jacy do nich uczęszczali. Nie w całej Polsce wznoszono dwory magnackie. Na przykład na Mazowszu w XVIII wieku żyło kilkanaście tysięcy rodzin odwiecznej dziedzicznej szlachty, ale ani jedna prawdziwie magnacka. Mazowieckimi wojewodami bywali właściciele zaledwie kilku wiosek. Anzelm Gostomski, wojewoda rawski, autor słynnej rozprawy „Gospodarstwo”, najlepszej polskiej książki rolniczej z XVI wieku, miał ledwie pięć wiosek, przy czym każda z nich należała jeszcze także do innych współudziałowców. Na taką właśnie miarę stawiano mazowieckie kościoły, jak ten w Sokołowie Włościańskim.

Kto je projektował i stawiał? Miejscowi cieśle, a nie architekci i budowniczowie z Italii, Francji czy Niderlandów. Z tym jednak, że miejscowi mistrzowie piły i topora mieli czas, całe stulecia, aby nauczyć się swojego fachu. W 1125 roku, podczas pożaru w Krakowie, spłonęło wiele drewnianych, ozdobnych domów, co odnotowały kroniki. Jest to ważne świadectwo wskazujące, że w Polsce rozwijała się sztuka ciesielska. Nie mogła nie docierać z miasta na wieś, musiała oddziaływać na budownictwo wiejskie.

Dziś może się to wydawać dziwne, ale tego polskiego drewnianego budownictwa nie cenił prof. Władysław Łuszczkiewicz (1828–1900), postać dla polskiej kultury wielce zasłużona, współorganizator i dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, członek Akademii Umiejętności, historyk sztuki, znawca budownictwa gotyckiego. System budowania na węgieł, na zrąb, uważał za „bezpłodny”, ponieważ nie ma w tym systemie gzymsowań, frontonów, ornamentacji – a tak przecież budowano polskie chaty, dwory, spichrze, kościoły. Zdaniem prof. Łuszczkiewicza, w budowlach stawianych na zrąb z ciosanych bierwion modrzewiowych, jodłowych lub sosnowych, nie dało się wykonać nic pięknego („Pamiętnik Akademii Umiejętności”, t. 8, 1890).

Że nie miał racji w tej kwestii prof. Władysław Łuszczkiewicz, łatwo się przekonać, odwiedzając któryś z istniejących jeszcze staropolskich modrzewiowych kościołów, choćby ten w Sokołowie Włościańskim.

Zagłada zabytków

Zupełnie przeciwnego zdania był Zygmunt Gloger, który pod względem estetycznym nie był zapatrzony ani na zachód, ani na wschód. Podkreślał, że „nasze kościółki drewniane są nieraz pełne uroku i nie brak im tego twórczego i oryginalnego piękna i piętna, które uderza na przykład w drewnianych cerkiewkach”.

Ale niestety temu „pięknu i piętnu” grozi zagłada. Już w roku 1907 – a od tego czasu minęło 112 lat, pięć pokoleń – Zygmunt Gloger alarmował i wskazywał mechanizm wiodący do tej destrukcji:

„Jeżeli się zważy, że w naszych czasach zwłaszcza, kiedy każda nieledwie parafja szuka środków, aby mogła sobie większy i bardziej odpowiadający swym potrzebom kościół postawić – są one nie tylko narażone, ale powiedzieć bez przesady można, skazane na zniszczenie, to się przychodzi do przekonania, że przyszedł ostatni moment do ich badania, rysowania i publikowania (…). Skoro miną dwie generacje, nie będzie już czego badać, pozostaną ich rzadkie i wyjątkowe przykłady, jeżeli w ogóle jakie pozostaną, które będą świadczyć tylko jak paleontologiczne okazy o minionej i niezrozumiałej dla przyszłych pokoleń kulturze”.

Jak łatwo, beztrosko, wręcz bezmyślnie niszczono drewniane świątynki, ilustruje przykład jednego z najstarszych na Mazowszu kościołów drewnianych w Białyninie w powiecie Skierniewickim – zniknął z powierzchni ziemi na początku XX wieku, a wraz z nim dawne odrzwia, zawiasy z kutego żelaza, zamki, kłódki, klucze itp. Gdy nadeszła konieczność postawienia nowej obszerniejszej świątyni, starodawnego, bezcennego kulturowo kościoła nie przesunięto na bok, nie ustawiono w innym miejscu, a przecież można było tak postąpić, czego dowodzi przykład kościoła z Mikulczyc: nie zniszczono go, lecz rozebrano i przeniesiono do Bytomia – jako zabytek. „U nas niekulturalna ręka umiała tylko zburzyć”.

Szkice i fotografie

W Kobylinie na Podlasiu stał drewniany kościół dobudowany do gotyckiej murowanej kaplicy z 1421 roku. Gdy nadeszła pora na budowę nowej świątyni, należało stary gotyk połączyć z nową budowlą. „Ale inaczej rozporządził się w Kobylinie proboszcz miejscowy, kanonik Kazimierz Choiński, bo nawet nie zawiadomiwszy o swym zamiarze żadnego z badaczów przeszłości, polecił bardzo ciekawy zabytek co najspieszniej zburzyć. Kulturalniej postąpił inny proboszcz, bo gdy kościół jego musiał być z powodu starości rozebrany, kazał sporządzić przed tem na pamiątkę rysunek, na jaki stać było miejscowego artystę”.

Dzisiejsi proboszczowie dbają o powierzone ich opiece obiekty wpisane do rejestru zabytków. Ksiądz Mariusz Dołęgowski, proboszcz parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Sokołowie Włościańskim stąpa twardo po ziemi, precyzyjnie wskazuje niedogodności i problemy, z jakimi wiąże się użytkowanie i konserwacja zabytkowego obiektu, nie odkłada problemów „na potem”, wyraża dumę z tego, że przyszło mu dbać o tę modrzewiową perełkę: „Układ kompozycyjny w zasadniczym kształcie przetrwał od czasu jej budowy. Drewniany kościół parafialny w Sokołowie jest budowlą orientowaną o konstrukcji zrębowej, wzmocnionej lisicami, na zewnątrz oszalowany (…). Wnętrze kościoła dzielą dwie pary kolumn – słupów, tworzą tym samym trzy nawy. Świątynia posiada belkowy strop. Chór muzyczny usytuowany od frontu, wspiera się na dłuższych ścianach zewnętrznych, podtrzymywany przez dwa słupy z zastrzałami. Na belce tęczowej ustawiony jest barokowy krucyfiks z drugiej połowy XVII wieku, z dwoma adorującymi aniołkami i datą 1687”.

Niestety, były czasy, gdy takie modrzewiowe perły, ale także jodłowe, sosnowe, systematycznie, metodycznie, z urzędu niszczono: „W miasteczku Mała Brzostowica, w pow. grodzieńskim, znajdowała się odwieczna cerkiewka pounicka nie różniąca się niczem zewnętrznie od zwykłego na Litwie typu kościołów łacińskich, którą wkrótce po roku 1863 (upadek powstania styczniowego) rozebrano, aby postawić w jej miejscu cerkiew murowaną w stylu dzisiejszym państwowym, jak to czyniono wówczas w tysiącznych miejscowościach od granic guberni pskowskiej po Dniepr, Galicję i Królestwo” (Z. Gloger).

Iskierka nadziei

W przypadku Małej Brzostowicy trafił się jakiś miłośnik pamiątek przeszłości narodowej, który ten zabytek sfotografował. I tylko reprodukcja tej fotografii w dziele Zygmunta Glogera pozostała. Ale takich światłych miłośników było niewielu.

Jednym z nich był Aleksander Jelski z Zamościa. Dzięki jego „wielkim i dobrym fotografiom” historycy architektury drewnianej mogą studiować kościół w Kossowie w dawnym powiecie słonimskim – ochrzczony w nim został Tadeusz Kościuszko. Kościół ten, zbudowany na początku XVIII wieku, był typowy, podobnych były setki: „Panna Klementyna Narbuttówna, krewna Kościuszków, z możliwą ścisłością wykonała wizerunek tego kościoła w r. 1856, zamiast kolorów naklejając dobrane bardzo starannie różnobarwne mchy leśne i kory drzewne. W owych bowiem czasach niektóre kobiety na Litwie miały upodobanie w podobnych majstersztykach” (Z. Gloger).

Co pozostało z tych „setek”, uzmysławia wydany w 2016 roku przewodnik „Kościoły drewniane Mazowsza”. Autor Jacek Wiśniewski informuje, że od poprzedniego wydania minęło 18 lat: w tym czasie z mazowieckiego krajobrazu zniknęły trzy kościoły drewniane, które spłonęły, trzy inne trafiły do skansenów.

Ale w tym okresie zdarzyło się też coś dobrego, co jest chyba ewenementem na skalę światową! Otóż cztery kościoły (w miejscowościach: Gąsiorowo, Glinianka, Goźlin-Porzecze Mariańskie i Jeruzal) zdążyły „zagrać” w serialach, dzięki czemu znalazły się środki na ich utrzymanie i odrestaurowanie. Można tylko się cieszyć z doskonałego pomysłu na podreperowanie skromnych budżetów wiejskich parafii, których nie stać na kosztowne remonty. Może producenci filmowi odkryją w tej książce kandydatów na następnych „wiekowych aktorów”? Może przytrafi się to kościołowi w Sokołowie Włościańskim?

Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie