Przedmiotem sporu jest powiązanie wypłaty funduszy – wartych łącznie 1,8 bln euro darowizn i kredytów – z praworządnością. Pod naciskiem Parlamentu Europejskiego sprawujący przewodnictwo w UE Niemcy przyjęli formułę, zgodnie z którą „właściwe kroki zostaną podjęte nie tylko po uznaniu, że pogwałcenie zasad praworządności może mieć bezpośredni wpływ na prawidłowe zarządzanie budżetem Unii", ale również wówczas, gdy „istnieje ryzyko" pogwałcenia tych zasad.

Polska obawia się, że ten drugi warunek pozwoli Komisji Europejskiej na arbitralne karanie naszego kraju. Zgodnie z przyjętą procedurą wniosek KE o wstrzymanie wypłaty środków miałby być zatwierdzany w Radzie UE przez kwalifikowaną większość państw (przynajmniej 15 krajów zamieszkałych przez 65 proc. ludności UE), przez co Polska nie mogłaby go zablokować. Co prawda nasz kraj zgodnie z ustaleniami ze szczytu UE w lipcu mógłby wystąpić o przedyskutowanie tej kwestii na Radzie UE (szczyt przywódców „27"), ale nie jest jasne, czy to wystarczy dla wstrzymania procedury prawnej zawieszenia wypłaty funduszy.

– Mamy tu umyślną dwuznaczność. Z jednej strony Rada Europejska jako najwyższy organ UE może w logice politycznej zrobić wszystko. Z drugiej zaś prawna procedura zawieszenia środków będzie toczyła się nadal – mówią „Rzeczpospolitej" źródła w KE.

Taka dwuznaczność najwyraźniej nie jest jednak do zaakceptowania przez Warszawę. Źródła w Radzie UE podkreślają jednak, że formuła zawarta w liście premiera nie jest jeszcze wetem, bo rokowania między Parlamentem Europejskim a Radą UE wciąż trwają. To raczej ostrzeżenie przed tym, co może się zdarzyć, gdyby polski punkt widzenia nie został uwzględniony. W październiku podobne ostrzeżenie w wywiadzie dla „Gazety Polskiej" wystosował prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Znacznie jaśniej o możliwości weta z tego samego powodu wcześniej mówił premier Węgier Viktor Orbán.