Wtorek miał być przełomowym dniem w rozmowach ze strajkującymi od dwóch tygodni pielęgniarkami z Centrum Zdrowia Dziecka. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej", negocjacje trwały. Dyrekcja CZD oraz przedstawiciele resortu zdrowia już w poniedziałek złożyli pielęgniarkom propozycje, które ich zdaniem powinny zakończyć protest. Ale strajkujące były innego zdania.
Przewodnicząca strajkujących Magdalena Nasiłowska podkreślała, że pierwotnie pielęgniarki domagały się 35 proc. podwyżki do podstawy (ok. 500 zł), a dyrekcja proponowała im 250 zł. W poniedziałek wieczorem rozmowy stanęły na kwocie 400 zł i wprowadzeniu dodatkowych 5 proc. do dodatków nocnych i świątecznych, które odebrano w 2008 r. – My nie rozszerzamy swoich oczekiwań. Pokazałyśmy, że jesteśmy gotowe na różne ewentualności – mówiła Nasiłowska.
Pielęgniarki nie kryły oburzenia doniesieniami, że przez ich strajk CZD ma zostać zamknięte. Przekonywały, że szpital wciąż przyjmuje nowych pacjentów oraz wykonywane są wszystkie zabiegi, które są niezbędne do ratowania życia.
Dyrekcja CZD poinformowała w poniedziałek, że zadecydowano o zamknięciu oddziałów: immunologii, endokrynologii, diabetologii oraz urologii dziecięcej. Personel z tych klinik miałby być przesunięty tam, gdzie są pacjenci wymagający opieki. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł ocenił, że była to najlepsza decyzja w obecnej sytuacji – zarówno dla pacjentów, jak i dalszego funkcjonowania szpitala.
We wtorek przed gmachem Ministerstwa Zdrowia odbyła się pikieta pielęgniarek z różnych części Polski i aktywistów solidaryzujących się ze strajkującymi w CZD. „Dla dobra pacjenta żądamy ustawowego ustalenia minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych" – napisały w petycji do ministra Radziwiłła pikietujące.