– Dworca autobusowego nie mamy, odpłynął w nieznanym kierunku. No, ale nie był duży – poskarżył się dziennikarzom jeden z mieszkańców miejscowości Tułun, która ucierpiała najbardziej.
Z brzegów wystąpiło pięć dopływów syberyjskiej Angary, zatapiając dziesięć powiatów zamieszkanych przez kilkaset tysięcy osób. Powódź zaczęła się 26 czerwca, dwa dni później woda zalała 40-tysięczny, całkowicie zaskoczony Tułun. Żywioł wymywał całe ulice z domów, spłynął również miejscowy dworzec autobusowy.
W miasteczku nikt nie spodziewał się takiej biedy, ponieważ siedem lat wcześniej oddano do użytku tamę mającą je chronić. Tamę budowała firma ojca zastępcy gubernatora obwodu irkuckiego, a sam wicegubernator był szefem komisji odbierającej ją. Konstrukcja nie wytrzymała jednego dnia powodzi.
– Co wy mi się tu pchacie ze swymi prawami! Chcecie, to ja was pchnę! – krzyczał gubernator sąsiedniego Kraju Krasnojarskiego (gdzie pod wodą znalazły się dwa powiaty) do jednej z mieszkanek kolejnej zalanej miejscowości Kanska. Kobieta zaś pytała, czy widział, jak wygląda droga dojazdowa i czy przyśle helikoptery po mieszkańców, jeśli woda ją rozmyje.
Władimir Putin z wizytą w zalanym powodzią mieście Brack nad Angarą