– Dworca autobusowego nie mamy, odpłynął w nieznanym kierunku. No, ale nie był duży – poskarżył się dziennikarzom jeden z mieszkańców miejscowości Tułun, która ucierpiała najbardziej.
Z brzegów wystąpiło pięć dopływów syberyjskiej Angary, zatapiając dziesięć powiatów zamieszkanych przez kilkaset tysięcy osób. Powódź zaczęła się 26 czerwca, dwa dni później woda zalała 40-tysięczny, całkowicie zaskoczony Tułun. Żywioł wymywał całe ulice z domów, spłynął również miejscowy dworzec autobusowy.
W miasteczku nikt nie spodziewał się takiej biedy, ponieważ siedem lat wcześniej oddano do użytku tamę mającą je chronić. Tamę budowała firma ojca zastępcy gubernatora obwodu irkuckiego, a sam wicegubernator był szefem komisji odbierającej ją. Konstrukcja nie wytrzymała jednego dnia powodzi.
– Co wy mi się tu pchacie ze swymi prawami! Chcecie, to ja was pchnę! – krzyczał gubernator sąsiedniego Kraju Krasnojarskiego (gdzie pod wodą znalazły się dwa powiaty) do jednej z mieszkanek kolejnej zalanej miejscowości Kanska. Kobieta zaś pytała, czy widział, jak wygląda droga dojazdowa i czy przyśle helikoptery po mieszkańców, jeśli woda ją rozmyje.

Nagranie rozmowy stało się hitem rosyjskiego internetu, zmuszając centralne władze po półtora tygodnia powodzi do reakcji. Gubernator został publicznie skarcony przez szefostwo rządzącej w Rosji partii Jedna Rosja, do której należy. Kreml dodatkowo rozzłościło to, że kilka dni wcześniej premier i lider partii Dmitrij Miedwiediew kazał jej członkom „unikać chamstwa". Władze starają się obecnie nie drażnić społeczeństwa z powodu zbliżających się wyborów lokalnych.
Do Irkucka przyleciał prezydent Putin. W okolicach miasta ogłoszono stan wyjątkowy i obiecano pomoc. Ale miejscowe władze oszacowały straty na równowartość około 450 milionów dolarów, a taką sumą Kreml nie dysponuje. Zniszczonych jest 3,5–4 tysiąca domów, a około 30 tysięcy osób jest bez dachu nad głową. Na zalanych terenach grasują maruderzy.
Jakby mało było nieszczęść, to w dotkniętym powodzią Kraju Krasnojarskim szaleją także pożary – płonie już 20 tys. hektarów lasów. Z Moskwy skierowano tam specjalny samolot wyposażony w urządzenia służące do sztucznego wywoływania deszczu; w ten sposób strażacy chcą gasić lasy.
Jednocześnie Irkuck powoli ogarnia panika, ponieważ do 600-tysięcznego miasta zbliża się fala powodziowa na Angarze. Miejscowy gubernator kazał już przygotować samochody do wywożenia ewentualnych powodzian i tymczasowe miejsca ich rozmieszczenia. Stara się uniknąć błędów władz z już zalanych terenów, którym prokuratura zaczęła stawiać zarzuty z powodu niewydania ostrzeżeń powodziowych.
Przeczytaj także: Tajemnicza katastrofa: Elita rosyjskiej floty zginęła
Jednakże jak bardzo Kreml by się starał okazywać ludzkie uczucia, grożąc zarazem opieszałym, to lokalne władze i tak są w stanie wszystko zepsuć. „Nie mam czego się bać, jestem prosty robociarz, Tokariew Siergiej" – zaczyna się kolejne nagranie zdobywające popularność w Rosji. Autor pokazał, jak wygląda praca ratowników w miejscowości Niżnieudinsk, 100 km od Tułunu. Zamiast ratować ludzi i ich dobytek, całą ekipą myli basen znajdujący się przed rezydencją szefa powiatu, a potem napełnili go świeżą wodą. „64 bloki mieszkalne u nas zatopiło, pół miasta w ogóle nie ma wody, po nią trzeba iść na drugi koniec Niżnieudinska – tam jest pompa" – opowiadał Tokariew.