Hall: Reanimacja IV Rzeczypospolitej

Jarosław Kaczyński przypuszczalnie przystępuje do rządzenia Polską z tymi samymi celami, jakie przyświecały mu 10 lat temu. Ważnej wskazówki dostarcza w tej sprawie personalna obsada resortu sprawiedliwości i kierownictwa służb specjalnych – pisze publicysta.

Aktualizacja: 07.11.2015 07:21 Publikacja: 05.11.2015 20:53

Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak

Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Do wyborczego tryumfu Prawa i Sprawiedliwości w wielkiej mierze przyczyniło się pozyskanie znacznej liczby głosów wyborców umiarkowanych, ludzi o poglądach centroprawicowych i centrowych, którzy dotychczas nie głosowali na partię Jarosława Kaczyńskiego, traktując je jako ugrupowanie skrajne i awanturnicze. Nie tylko degrengolada PO i jej wyraźne przesunięcie się na lewo, spowodowały, że w ostatnich wyborach poparli oni PiS.

Nowych wyborców formacja Kaczyńskiego zyskała już w kampanii prezydenckiej. Andrzej Duda składał w niej kosztowne zobowiązania, niebezpieczne dla finansów publicznych, ale sprawiał wrażenie człowieka umiarkowanego, który potrafi wzbudzać sympatię, dzięki swej pracowitości i energii.

Umiarkowany wizerunek PiS umocniła w kampanii parlamentarnej Beata Szydło, wyznaczona przez Kaczyńskiego na stanowisko premiera w przyszłym rządzie.

Wielu prawicowych komentatorów daje wyraz przekonaniu, że dobrze wyreżyserowany umiarkowany wizerunek PiS z kampanii wyborczej to nie tylko posunięcie taktyczne, służące przejęciu władzy, ale strategiczny wybór przywódcy ugrupowania, który zamierza na długo zająć polityczne centrum, aby utrwalić dominację tej formacji na polskiej scenie politycznej. Podczas wieczoru wyborczego z entuzjazmem o takiej perspektywie mówił Andrzej Urbański, wieloletni bliski polityczny współpracownik braci Kaczyńskich.

Czy PiS rzeczywiście stanie się partią centroprawicową, a jego rząd w pełni obliczalnym, kolejnym gabinetem III Rzeczypospolitej? Nie wierzę w taki scenariusz, chociaż byłby on korzystny dla Polski.

Uważam, że nigdy do tej pory pozycja polityczna Jarosława Kaczyńskiego nie była tak silna, jak obecnie. PiS wcześniej niż PO stał się partią wodzowską, ale od 2007 roku przegrywał najważniejsze wybory. Przegrane powodowały w ugrupowaniu frustracje i rodziły pytania o to, czy przeszkodą w odnoszeniu wyborczych zwycięstw nie jest sam lider. Kaczyński zachował „rząd dusz” zdecydowanej większości członków PiS, ale przeżyło ono secesje i frondy. Odchodzili z niego czołowi i najbardziej znani politycy, którzy zwątpili w linię polityczną prezesa. Rok 2015 przyniósł Kaczyńskiemu największy polityczny tryumf.

To on wysunął Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta i wskazał Beatę Szydło jako kandydatkę na premiera. Obie kampanie zostały wygrane. W wyborach sejmowych PiS uzyskał bezwzględną większość, co nie udało się dotąd żadnej partii po 1989 roku.

Nie tylko posłowie z „zakonu PC”, którzy od 25 lat towarzyszą Jarosławowi Kaczyńskiemu w jego politycznej drodze, ale także młodzi posłowie i aktywiści PiS muszą patrzeć na prezesa z podziwem, jako na „ojca zwycięstwa”. Jest więc oczywiste, że to Kaczyński wyznaczy strategiczne kierunki nowego rządu i wskaże kluczowe postacie w rządzie Beaty Szydło.

Jarosław Kaczyński jest na polskiej scenie politycznej od ponad ćwierćwiecza. Znamy więc go doskonale. Nigdy nie chciał władzy dla władzy. Nie interesują go splendory związane z jej sprawowaniem. Za swe zadanie uważa zrealizowanie pewnej politycznej koncepcji, której zręby powstały już na początku lat dziewięćdziesiątych. Polskie państwo budowane od tamtych czasów uważa za twór zasadniczo nieudany, pragnie go więc zastąpić nowym bytem: IV Rzeczpospolitą. Zbudowanie nowego państwa pozwoli Kaczyńskiemu zapisać się na kartach historii Polski, obok największych Polaków.

W tym tekście nie podejmuję się analizy zalet i wad ustrojowego projektu Jarosława Kaczyńskiego. Chcę tylko zwrócić uwagę na dwie kwestie. Pierwsza, to traktowanie przez niego III RP, jako tworu tymczasowego, nie zasługującego na szacunek, nie mówiąc już o dumie z jej osiągnięć.

Jeszcze niedawno Kaczyński, jako lider najsilniejszej partii opozycyjnej mówił o polskim państwie, jako „niemiecko-rosyjskim kondominium”. Ta pogarda, okazywana realnie istniejącemu polskiemu państwu musiała kształtować negatywne postawy wielu zwolenników PiS wobec Rzeczypospolitej. Kolejna kwestia to metody stosowane w celu przybliżenia się do IV RP. Najlepiej mogliśmy je poznać w latach 2006-2007, gdy Jarosław Kaczyński stał na czele rządu. Cel uświęcał wówczas środki, czego wyrazem było używanie prokuratury i służb specjalnych dla gier mających uzasadnić istnienie „układu” ( sprawy Barbary Blidy i doktora Garlickiego) i służyć wyeliminowaniu niesfornych koalicjantów (prowokacja wobec Andrzeja Leppera).

Reasumując: przypuszczam, że Kaczyński przystępuje do rządzenia Polską z tymi samymi celami, jakie miał 10 lat temu. Czy oględniej będzie używał, stosowanych wówczas metod? Nie wiem. Ważnej wskazówki dostarczy personalna obsada resortu sprawiedliwości i kierownictwa służb specjalnych.

Nie wykluczam, że z czasem w zwycięskim obozie politycznym rozpoczną się procesy dekompozycji i próby politycznego usamodzielniania się ośrodka prezydenckiego, a także pani premier. Jednak na początku rządów PiS to Jarosław Kaczyński będzie dysponował pełnią władzy i autorytetem niezbędnym do jej sprawowania.

O szansach opozycji parlamentarnej w dłuższej perspektywie zadecyduje jej zdolność zabiegania o centroprawicowy elektorat. To jest najliczniejsza grupa polskich wyborców, także w młodym pokoleniu. Ci wyborcy są przywiązani do tożsamości narodowej, tradycji, nie chcą radykalnej separacji między państwem i Kościołem, rozumianej jako nieobecność Kościoła w sferze publicznej. Nie chcą też w naszym kraju rewolucji obyczajowej, do której nachalnie wzywają liberalno-lewicowe ośrodki opiniotwórcze.

Platforma w swej samobójczej taktyce politycznej przyjętej w ostatnich wyborach zlekceważyła ten elektorat. Wyruszyła na poszukiwanie wyborców lewicowych, zapominając, że to miejsce jest zajęte i to przez dwa lewicowe ugrupowania, a także o tym, że posiadanie poparcia jednocześnie centrowych, prawicowych i  lewicowych wyborców jest możliwe tylko w nadzwyczajnych okolicznościach i nie było realne w sytuacji, gdy twarzą PiS w kampanii parlamentarnej była Beata Szydło, sprawiająca umiarkowane i nieagresywne wrażenie.

Jaką drogę wybierze PO i czy będzie to wspólna droga całej partii? Jedno jest pewne: nie można jednocześnie być centroprawicą i centrolewicą. O tym drugim wyborze Platformy, rzekomo nieuniknionym ze względu na nieobecność lewicy w Sejmie, z dużą satysfakcją mówił wkrótce po wyborach Tomasz Nałęcz, do niedawna doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Dobrze się stało, że w nowym parlamencie znalazła się Nowoczesna Ryszarda Petru.

W kampanii wyborczej była głosem odpowiedzialności i rozsądku w sprawach ekonomicznych, zwłaszcza na tle festiwalu demagogicznych obietnic, groźnych dla finansów publicznych, jakie dominowały w tej kampanii. Czy ugrupowanie Petru stanie się ugrupowaniem pełnowymiarowym z rozwiniętą wizją państwa i jego miejsca w Europie? Czy będzie zajmowało stanowisko w sporach o kształt cywilizacji Zachodu. Zbyt wcześnie jest by móc odpowiedzieć na te pytania.

Jedno wydaje się pewne. Lewica nieobecna w Sejmie, zapewne przegrupuje szyki i będzie trwałym i znaczącym elementem na polskiej mapie politycznej. Nic jednak nie wskazuje na to, aby w dającej się przewidzieć perspektywie polityczne wahadło wychyliło się tak znacząco w jej stronę, aby mogła ona w Polsce rządzić.

Ci, którzy aspirują do kierowania naszym państwem muszą rywalizować o względy ludzi o sympatiach prawicowych i centrowych. Pilnie potrzebna jest inna prawica (czy centroprawica) od rządzącego PiS, mająca odmienny od tego ugrupowania stosunek do obecnego państwa polskiego, finansów publicznych, roli związków zawodowych w państwie i mitu „zbrodniczego zamachu pod Smoleńskiem”.

Autor jest historykiem i politykiem. W czasach PRL lider opozycyjnego konserwatywnego Ruchu Młodej Polski, w III RP m.in. Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego

Do wyborczego tryumfu Prawa i Sprawiedliwości w wielkiej mierze przyczyniło się pozyskanie znacznej liczby głosów wyborców umiarkowanych, ludzi o poglądach centroprawicowych i centrowych, którzy dotychczas nie głosowali na partię Jarosława Kaczyńskiego, traktując je jako ugrupowanie skrajne i awanturnicze. Nie tylko degrengolada PO i jej wyraźne przesunięcie się na lewo, spowodowały, że w ostatnich wyborach poparli oni PiS.

Nowych wyborców formacja Kaczyńskiego zyskała już w kampanii prezydenckiej. Andrzej Duda składał w niej kosztowne zobowiązania, niebezpieczne dla finansów publicznych, ale sprawiał wrażenie człowieka umiarkowanego, który potrafi wzbudzać sympatię, dzięki swej pracowitości i energii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił