Bywa, że chce im się spać, czasami się spieszą, zerkają ukradkiem na zegarek i nerwowo pochrząkują – najczęściej wtedy, gdy sami przychodzą spóźnieni. To wszystko jest ludzkie i zrozumiałe, znam to z własnego doświadczenia i w pełni akceptuję. Zastanawiało mnie zawsze tylko, że kiedy już wstają i wychodzą, mają ten sam wyraz twarzy. Starzy i młodzi, początkujący dokładnie tak samo jak zahartowani wymykają się w masce stężałego spokoju. Ani to smutek, ani zakłopotanie, ale też nie obojętność. Może jakaś technika dekoncentracji, strategia szybkiego zapominania, jedna z wielu tajemnic tego zawodu. Usłyszeć, odpuścić, zapomnieć. Przyjąć do wiadomości, przetrawić, zważyć, odpowiedzieć, i to na podstawie ledwie kilku haseł grzesznego haiku. A za każdym z nich czyjeś cierpienie, wiele stopni pośrednich, kontinuum okoliczności łagodzących, powoli zanikających i przechodzących w winę. Błyskawiczny montaż z czasu, jaki minął od ostatniego bilansu zysków i strat. Szybkie cięcia, zmiany nastrojów, dekoracji, tematów.