Turowski: Francja pierwszej prędkości

Emanuel Macron postawił tamę populizmowi, pokonując Marine Le Pen, ale nie zamierza spoczywać na laurach. Jeszcze nie opadł wyborczy pył, a nowy prezydent zaczyna reformować swój kraj – pisze publicysta.

Aktualizacja: 30.05.2017 00:29 Publikacja: 29.05.2017 21:05

Turowski: Francja pierwszej prędkości

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Prawo dotyczące umoralnienia życia politycznego we Francji, reforma najwyższej rady sądownictwa i kilka innych projektów reformy prawa ogłosił w ostatnim czasie nowy minister sprawiedliwości Francji François Bayrou.

Rząd Eduarda Philippa nie chce być jedynie przejściowym gabinetem i zgodnie z dewizą prezydenta Macrona „nieważne, czy ktoś jest z lewa czy z prawa, ważne tylko, żeby był skuteczny" podejmuje kolejne działania, nie oglądając się na trwającą właśnie kampanię wyborczą do parlamentu.

Komentatorzy zgodnie odnotowują zaskoczenie samych Francuzów tym, co stało się w ich kraju w ciągu ostatniego miesiąca. Jak to możliwe, że kandydaci „starych" partii przegrali z kretesem walkę o fotel prezydencki? Jak to możliwe, że przedstawiciele skrajnie lewicowej i skrajnie prawicowej partii zdobyli tak wiele głosów w pierwszej turze?

„A co by było – pyta politolog Georges Mink – gdyby »Canard enchaine« nie nagłośnił afery, w którą uwikłana była żona François Fillona?". Czy wówczas prezydentem zostałby prawicowy polityk z partii gaullistowskiej i wszystko byłoby jak dawniej?

Macron wywrócił polityczną scenę nad Sekwaną do góry nogami. Bynajmniej nie zamierza on, tak jak zresztą nowy premier i jego ministrowie, spoczywać na laurach. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby rządy nowej formacji miały być oświeconym populizmem, jak opisywał sytuację we Francji na łamach „Polityki" Sławomir Sierakowski.

Obrotem spraw jest zaskoczona nie tylko Francja, ale i cała Europa. Jak słusznie zauważa dr Andrzej Szeptycki, dotychczas skłonni byliśmy twierdzić, że to kraje anglosaskie są bardziej przewidywalne i zrównoważone.

Tymczasem w Stanach Zjednoczonych na prezydenta wybrano Donalda Trumpa, a Wielka Brytania zdecydowała się na Brexit. Natomiast, postrzegana jako dużo mniej przewidywalna, Francja dała niespodziewany przykład, „jak zwyciężać mamy" z populizmem.

Czy rzeczywiście wybory we Francji oznaczają nowe rozdanie w europejskiej polityce? Czy Macron wygrał antysystemowy bój – jak chcą niektórzy politolodzy? Jedno jest pewne, zmęczenie starym systemem demokracji partyjnej jest coraz bardziej w Europie widoczne, ale jednocześnie marsz ku nowemu powstrzymuje wciąż strach przed nieznanym. A co będzie, jak zabraknie ciepłej wody w kranie?

Dodatkowo nie w każdym kraju do walki staje młody, dynamiczny i jak się wydaje, dość bezkompromisowy polityk. Czasami „nowe" ma twarz hiszpańskiego Podemos, greckiej Syrizy, holenderskiego populisty Geerta Wildersa czy Pawła Kukiza.

Trudno też zgodzić się z tezą, że Macron jest politykiem antysystemowym. Nie da się ukryć, że z tego systemu wyrósł, ale ma on nieodpartą wolę iść drogą zmian takich, które choć w części zadowolą rozczarowanych, nie gwałcąc jednocześnie, jak to miewa miejsce w ostatnim czasie w Polsce, dotychczasowych norm współżycia społecznego. Jest to zadanie piekielnie trudne, ale tym bardziej Francja jest dziś obserwowana przez Europę i świat z zapartym tchem.

Po raz pierwszy od dziesiątek lat wybory we Francji przyciągnęły aż takie zainteresowanie mediów, również polskich. Stały się one też tematem rozmów przeciętnych Polaków, którym na ogół Francja kojarzy się głównie ze specyficznymi upodobaniami kulinarnymi.

Polityczne losy Francji są obecnie w równej mierze przyczyną lęku, ale i nadziei. Nadziei, która ma szansę stać się polityczną rzeczywistością. ©?

Autor jest dziennikarzem, działaczem Solidarności. Współpracował z „Le Figaro" i paryską „Kulturą". Tytuł i lead pochodzą od redakcji.

Prawo dotyczące umoralnienia życia politycznego we Francji, reforma najwyższej rady sądownictwa i kilka innych projektów reformy prawa ogłosił w ostatnim czasie nowy minister sprawiedliwości Francji François Bayrou.

Rząd Eduarda Philippa nie chce być jedynie przejściowym gabinetem i zgodnie z dewizą prezydenta Macrona „nieważne, czy ktoś jest z lewa czy z prawa, ważne tylko, żeby był skuteczny" podejmuje kolejne działania, nie oglądając się na trwającą właśnie kampanię wyborczą do parlamentu.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika