Imituje ten, kto nie myśli

Norwid pisał o Polsce jako kraju, gdzie każda książka wychodzi za późno, a każdy czyn za wcześnie. Od XIX w. niewiele się zmieniło - pisze naukowiec i publicysta.

Aktualizacja: 31.01.2019 23:25 Publikacja: 31.01.2019 17:42

Imituje ten, kto nie myśli

Foto: 123RF

Wśród inteligencji brakuje ambicji, aby utrzymać się we „względnie przyzwoitej intelektualnej formie” – pisał autor „Szewców” po I wojnie światowej. Również po 1990 r. problemem stał się szybko rosnący antyintelektualizm. Dał o sobie znać już przy programowaniu transformacji ustrojowej, niepoprzedzonej głębszą dyskusją, nie mówiąc o dialogu. Liczyła się szybkość działania. Uważano, że amerykańscy doradcy wszystko świetnie rozumieją, a ich rady są bez skazy.

Dziś tę rolę odgrywa Bruksela. Jej wskazania zastępują samodzielne myślenie nad działaniami publicznymi. To nie nowość, w przeszłości popularne było powiedzenie, że wielu Polaków woli przerzucać głębsze rozważania na kogoś innego. „Chłop na księdza, lub jak dawniej dziedzica, mieszczanin na rząd, a ludzie bardziej wykształceni – na zagranicę” – pisał Julian Kaliszewski.

Instynkty i stereotypy

Wracając do dzisiejszych czasów, wielu reform nie poprzedzała analiza, a konsultacje społeczne były tylko formalnością. W III RP nie było świadomości znaczenia kapitału intelektualnego. Z tak skromnym potencjałem umysłowym warstwy rządzącej nie było szans na tworzenie adekwatnych koncepcji w polityce gospodarczej, społecznej itp. Pozostało imitowanie innych.

W kilka lat po przełomie widać było, jak w małych miejscowościach znikają księgarnie i biblioteki. Czytelnictwo spadło na rażąco niski poziom. Media ulegały tabloidyzacji, malały nakłady tygodników. Powstawały nowe, o małym zasięgu, często uzależnione od politycznego sponsoringu. Niewiele powstało nowych ośrodków myślowych.

Nie sposób nie wspomnieć o polityce. Zwłaszcza po roku 2005 zaczął się dramatyczny proces wypłukiwania życia publicznego z intelektu. Partie polityczne odkryły siłę marketingu politycznego, który wykorzystuje instynkty i stereotypy, czyli to wszystko, co jest zaprzeczeniem myślenia. Postawiły na polaryzację, bo ta proponuje najkrótszą ścieżkę do wyrobienia sobie „opinii”. Potencjał analityczny administracji publicznej nigdy nie był traktowany serio, dla polityków priorytetem była możliwość zatrudniania „swoich” bez względu na kwalifikacje.

Jeszcze 10–15 lat temu politycy przechwalali się pięciokrotnym wzrostem liczby studentów. Dopiero później stało się jasne, że demokratyzacja edukacji wyższej nastąpiła kosztem poziomu nauczania. Słabo przygotowani absolwenci zapełnili urzędy i firmy.

Kraje anglosaskie są dowodem, że kapitał intelektualny jest największym pojedynczym czynnikiem rozwoju. Tam rozwinęła się kultura analizy, ciekawości, badania zjawisk przyrodniczych i społecznych. To one dziś wytwarzają najwięcej wiedzy w różnej postaci, tam dostęp do wiedzy stał się najbardziej zdemokratyzowany.

Się nie myśli

Warto pamiętać, że w swej historii Polska traciła dystans rozwojowy zawsze wtedy, gdy zwiększał się nasz dystans intelektualny wobec Zachodu. Na początku XVII w. „Polska niepostrzeżenie przestaje brać udział w umysłowej twórczości Europy. Jej nieobecność naukowa i literacka wkrótce zamieniła się w nieobecność polityczną” – pisał Zenon Szpotański.

Cyprian Kamil Norwid uznał współczesną sobie Polskę za społeczność, która nie wojuje myślą, co było, jego zdaniem, naszym najcięższym grzechem. Zarzucał Polakom brak „wiary w siłę myśli” i grzmiał: „się nie myślało, nie myśliło i nie myśli”. Wygłosił też znaną frazę o Polsce jako kraju, gdzie od lat blisko stu każda książka wychodzi za późno, a każdy czyn za wcześnie. Podejmujemy pośpieszne działania, bez uprzedniego ich przemyślenia i zrozumienia. „To jedno poprawiwszy, można zbawić naród” – twierdził poeta.

W dawnej publicystyce nie brakowało nigdy napomnień, że źle się dzieje ze stanem umysłowym. Dziś jakby mniej tych napomnień. Kiedyś obficie pisali o tym pozytywiści, co oczywiste, ale nawet romantycy, którzy podejrzewali rozum o najgorsze rzeczy (np. skłonność do zdrady narodowej). Wskazywali na niechęć i niezdolność do abstrakcji, rozumianej nie tyle jako spekulacja metafizyczna, ile jako analiza z wykorzystaniem ogólniejszych pojęć. Józef Gołuchowski i Bronisław Trentowski, filozofowie romantyczni, twierdzili, że nie przyjęła się u nas abstrakcyjna umysłowość. Środkiem wyrazu dla Polaków pozostaje poezja, a nie teoretyczne systemy. Aleksander Świętochowski pisał o kłopotach z posługiwaniem się ścisłymi pojęciami w myśleniu, co powoduje, że Polacy łatwo wpadają w „najmętniejsze marzycielstwo”. Dlatego tworzyli fantazje oderwane od rzeczywistości. Nie lubią bowiem liczb, obliczeń, ścisłości. Dopominał się o „rozlane szeroko światło nauki”, ponieważ tylko ono może wywołać oczekiwaną zmianę.

Pułapka samych swoich

Są powody, aby uznać, że typ myślenia dominujący w dzisiejszej Polsce staje się coraz bardziej ludowy, to jest stroniący od racjonalnej analizy. W przeszłości warstwy ludowe dotknięte były olbrzymim zaniedbaniem edukacyjnym. To między innymi zrodziło antyintelektualizm widoczny w szerokim społeczeństwie, które z nich przecież się wywodzi.

Józef Styk, socjolog wsi, pisze, że świat życia dawnego chłopa „nie stwarzał na co dzień konieczności myślenia abstrakcyjnego i symbolicznego”. Myślenie miało miejsce przez pryzmat nastawienia na konkrety i sferę zjawiskową, czyli bezpośrednio dostrzegalną (przedmioty w otoczeniu).

Do chłopskiej głowy trafiało ostatecznie to, co przechodziło przez filtr swojskości i zamkniętego kręgu jego dotychczasowych doświadczeń życiowych. Tym samym cechował go także ahistorycyzm, czyli niewielka skłonność do podsumowań tego, co go w życiu spotkało, i rewizji przyjętych postaw. Oczywiście zmiany umysłowe zachodziły wraz z tym, jak wieś wychodziła z izolacji. Ale długo jeszcze myślenie uznawano za „mędrkowanie”, a to nie tylko zbędne, ale i niebezpieczne, ponieważ może zagrozić spoistości takiej czy innej ludowej grupy. A zatem w tej warstwie trudno byłoby powiedzieć za Kartezjuszem: „Myślę, więc jestem”, raczej „boję się, nie ufam, nie myślę, więc jestem”.

Autor jest profesorem Szkoły Głównej Handlowej, naukowo zajmuje się zagadnieniami polityki publicznej, ewaluacji, dialogu społecznego i rządzenia publicznego. Ostatnio wydał książkę „Polski umysł na rozdrożu. Wokół kultury umysłowej w Polsce"

Wśród inteligencji brakuje ambicji, aby utrzymać się we „względnie przyzwoitej intelektualnej formie” – pisał autor „Szewców” po I wojnie światowej. Również po 1990 r. problemem stał się szybko rosnący antyintelektualizm. Dał o sobie znać już przy programowaniu transformacji ustrojowej, niepoprzedzonej głębszą dyskusją, nie mówiąc o dialogu. Liczyła się szybkość działania. Uważano, że amerykańscy doradcy wszystko świetnie rozumieją, a ich rady są bez skazy.

Dziś tę rolę odgrywa Bruksela. Jej wskazania zastępują samodzielne myślenie nad działaniami publicznymi. To nie nowość, w przeszłości popularne było powiedzenie, że wielu Polaków woli przerzucać głębsze rozważania na kogoś innego. „Chłop na księdza, lub jak dawniej dziedzica, mieszczanin na rząd, a ludzie bardziej wykształceni – na zagranicę” – pisał Julian Kaliszewski.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?