To największa produkcja we współczesnej historii, ale w skali całego rynku to wciąż kropla. Do Polski w ubiegłym roku sprowadzono 137,8 mln litrów wina – głównie z Włoch (76,7 mln euro), Niemiec (42,3 mln euro) i Francji (38,4 mln euro) – informuje włoska agencja promocji ICE. Sprzedaż wina była warta w 2019 r. 3,2 mld zł, o 7,5 proc. więcej niż rok wcześniej, jak policzył Nielsen. Za jedną trzecią sprzedaży odpowiadają wina premium, ale ich ceny bledną przy polskich markach. – Wina kosztujące ponad 20 zł osiągnęły w sklepach spożywczych poziom 30 proc. rynku, a wina powyżej 30 zł to zaledwie 7 proc. – mówi Robert Ogór, prezes Ambry, i za pomocą szybkiej kalkulacji tłumaczy, dlaczego produkty krajowych winnic muszą kosztować sporo.
Nasze winnice mają średnio od 1,5–3 ha powierzchni, z których producent zbierze maksymalnie 20 ton owoców, 6,5 tony z hektara. To daje ok. 13 tys. butelek. Ich sprzedaż po 40 zł przyniesie ok. 520 tys. zł, z czego producent musi utrzymać siebie, gospodarstwo i pracochłonne uprawy winorośli. Ceny polskich win zaczynają się od 40–50 zł, a te z półki premium kosztują od ok. 80 zł. Niewielki obszar upraw to dziś próg rozwojowy dla produkcji – zdaniem Roberta Ogóra granicą opłacalności jest ok. 30 hektarów. Polacy robiący wino głównie z własnych upraw to ewenement. Dostawcy Ambry z Bułgarii mają owoce z własnych winnic i dokupują je od producentów z kilkuset hektarów.
Czytaj także: Gaśnie czar tanich, polskich win owocowych
Polski musiak i kwewri
– Nasze wina są nagradzane na międzynarodowych konkursach, to ważna informacja – mówi Marian Jeżewski, prezes stowarzyszenia Enokultura. Polacy eksperymentują z winem białym i musującym, uprawiają odmiany hybrydowe, rondo czy regent, ale też riesling, pinot noir, chardonnay. Do sieci handlowych trafiają one rzadko. Choć Solaris z winnicy Turnau serwuje pasażerom LOT, to polskie wina kupują głównie restauracje i hotele oraz turyści jako produkty regionalne. Enoturystyka jest ważnym źródłem dochodu.
Winnica Płochockich, jedna z najstarszych, ma kilkanaście etykiet, a atrakcją jest kwewri, wino gruzińskie, które dojrzewa w amforach zakopywanych w ziemi. – Nie sprzedajemy do sieci handlowych, chcemy być marką premium, zwłaszcza że nie mamy dużej produkcji – mówi Barbara Płochocka.
Mikołaj Kondrat prezes sieci sklepów Kondrat Wina Wybrane
Wśród słabych stron polskich win widzę niską skalę produkcji, która nie nadąża za popytem, i rozproszenie: na kilkuset hektarach działa kilkuset winiarzy, którzy uprawiają kilkadziesiąt odmian winorośli. Potrzebne są przepisy określające dozwolone metody produkcji i szczepy winogron, nie mamy nawet namiastki systemu klasyfikacji, który ma każdy kraj winiarski. Stąd brak ochrony nazwy pochodzenia czy czytelnej reguły zamieszczania informacji na etykietach.