Po wyborach krok po krok zmieniał podejście. Były kolejne wypowiedzi i komentarze i że jednak najważniejsza jest ciągłość w podejściu do zagadnień obrony. Deklaracja solidarności była konieczna i w pewnym sensie wymuszona przez postawę Polski. W tym kontekście mówił też o Rosji, co jest ważne w kontekście wszelkich spekulacji, że jest gotów porozumieć się z Putinem. Odchodzą obecnie w przeszłość.
Prezydent przypisuje sobie jednak zasługę, że to on zmienił NATO, że pod wpływem jego nacisków pojawiły się dodatkowe miliardy dolarów na obronę ze strony państw, które nadmiernie oszczędzały. Z takim nowym NATO USA mogą więc współpracować?
Ważne, że jasno powiedział, iż art. 5 jest ważny. Dotychczas przekaz był taki, że aby solidarność NATO zadziałała, musi działać system sprawiedliwego finansowania przy udziale partnerów w Europie. Były takie obawy, że tylko ten może liczyć na solidarność USA, kto wypełnia zobowiązania w postaci przeznaczania 2 proc. PKB na obronę.
Nie ma pan wrażenia, że za kontrowersjami wokół NATO kryje się biznesowe podejście prezydenta, który domaga się zwiększenia wydatków na obronę państw członkowskich, aby dysponowały większymi funduszami na zakup amerykańskiej broni?
Ten wątek jest obecny. Nieprzypadkowo wymienił kupno przez Polskę systemów Patriot. Sama deklaracja w sprawie NATO złożona w Warszawie ma oczywiście większe znaczenie niż wcześniejsza wypowiedź w Białym Domu w obecności prezydenta Rumunii. Ma to też związek z obecnością w Warszawie przywódców inicjatywy Trójmorza. Z punktu widzenia Polski to ważne, gdyż może być postrzegana jako kraj, który działa na rzecz spójności sojuszu. Po pierwsze dlatego, że wydaje na obronę tyle, ile trzeba, po drugie, ponieważ stara się o zacieśnienie więzi bilateralnych w postaci zakupów amerykańskiej broni.
Jakie z tego korzyści może mieć Polska?