Prócz wprowadzenia dobrowolności szczepień, projekt podkreśla wagę badania kwalifikującego do szczepienia, które ma wykluczyć przeciwwskazania do jego wykonania. W razie wątpliwości lekarz miałby kierować dziecko do odpowiedniego specjalisty. Autorzy chcą też zwiększenia bezpieczeństwa szczepień poprzez wymóg informowania o możliwych powikłaniach i samych szczepionkach.
– Dlaczego konsekwencje mitu o odporności stadnej mają ponosić dzieci i ich rodzice. Warto się zastanowić, dlaczego 120 tysięcy osób zdecydowało się poprzeć ten projekt – pytała podczas debaty Justyna Socha, inicjatorka projektu.
Wnioskodawców poparł także klub Prawa i Sprawiedliwości. – Nie chcemy zastanawiać się nad dobrowolnością, ale chcemy dążyć do zracjonalizowania kalendarza szczepień – mówił poseł Krzysztof Ostrowski z PiS.
Z kolei poseł Paweł Szramka z Kukiz'15 zwracał uwagę, że skoro projekt ustawy podpisało 120 tysięcy ludzi, to należy o nim rozmawiać, by rozwiać wątpliwości tych, którzy nie są pewni skuteczności szczepień.
W ostrych słowach projekt skrytykował natomiast były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (PO). - Co wy za głupoty opowiadacie, gdzieście się o tym naczytali? Czy słyszeliście kiedyś o odrze, cholerze, tyfusie czy żółtej febrze? – pytał.
Arłukowicz zwracał się także do warszawiaków, żeby zastanowili się, czy rzeczywiście chcą mieć prezydenta, który uważa, że obowiązek szczepień to ograniczenie wolności obywateli. Nawiązał w ten sposób do pisma, które wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, kandydat na prezydenta Warszawy, skierował do Głównego Inspektora Sanitarnego i ministra zdrowia, pytając o kary i represje, które dotykają rodziców odmawiających szczepień. – Wnioskujemy o odrzucenie tego projektu. On w ogóle nie powinien się tu znaleźć – mówił poseł PO.
Za odrzuceniem projektu opowiedziała się także Nowoczesna. – Proponujemy także, by szczepiące się osoby otrzymały ulgę w składkach zdrowotnych – mówił w imieniu klubu N. poseł Marek Ruciński.