Prawo karne: Dilerzy handlujący dopalaczami są bezwzględni

Liczenie na to, że metodami represyjnymi, a więc najsurowszymi karami, uda się całkowicie zlikwidować handel dopalaczami, jest po prostu naiwnością - uważa profesor zwyczajny Krzysztof Krajewski.

Aktualizacja: 26.07.2015 10:47 Publikacja: 26.07.2015 10:00

Prawo karne: Dilerzy handlujący dopalaczami są bezwzględni

Foto: www.sxc.hu

Rz: Od kilkunastu dni z całej Polski napływają informacje o zgubnych skutkach zażywania dopalacza pod nazwą Mocarz. Czy można było uniknąć tego, co się wydarzyło?

Krzysztof Krajewski, profesor zwyczajny w Katedrze Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego: Przypuszczam, że nie. To pod wieloma względami walka z wiatrakami. Sam do końca nie jestem pewien, co leżało u źródeł tego, co w ostatnich dniach się stało. Policja mówi, że ze względu na wejście w życie noweli do ustawy dilerzy zaczęli się gwałtownie wyzbywać towaru zdelegalizowanego.

Może to po części prawda?

Po części tak, ale nie można zapominać, że ta nowa ustawa została uchwalona już w maju, a prezydent podpisał ją w czerwcu. Tak więc wiadomo było od kilku miesięcy, że te substancje zostaną zdelegalizowane. Normalna kalkulacja rynkowa radziłaby pozbyć się ich wcześniej. Handlarze i dilerzy to ludzie doskonale zorientowani w swoim biznesie. Tak więc to niejedyny powód.

Co jeszcze mogło zadziałać?

Przypuszczam, że zbieg różnych okoliczności. Zaczęły się wakacje, więc popyt na dopalacze wzrósł. Kolejna sprawa to miejsce tragedii. Wygląda na to, że problem koncentruje się na Górnym Śląsku. Problem polega na tym, że być może na Śląsku znalazł się jakiś problematyczny, zanieczyszczony towar. Takie sytuacje się zdarzają także na świecie. I chodzi nie tylko o dopalacze, ale również o heroinę czy kokainę. A po tym, co się stało na Śląsku, każdy pojedynczy przypadek zatrucia w innym miejscu w Polsce traktowany jest jako dowód na to, że mamy do czynienia z taką samą skalą problemu w całym kraju.

Na czym polega niemożność poradzenia sobie z dopalaczami w Polsce?

To nie tylko w Polsce, w wielu krajach jest jeszcze gorzej, np. w Irlandii. Polska jest na piątym miejscu w Europie pod względem wagi problemu z dopalaczami. Nie wyobrażajmy sobie, że jesteśmy tacy nadzwyczajni. W Polsce ok. 9 proc. młodych ludzi przyznaje się do kontaktów z dopalaczami, w Irlandii –28 proc. Przypuszczam, że obecna sytuacja w Polsce to po części konsekwencje tego, co nasza władza, posłowie uznali za sposób na dopalacze: masowe wciąganie coraz to nowych substancji na listę środków zakazanych. Na rynku narkotykowym istnieje jednak zasada, że jeżeli wyeliminujemy jedno świństwo, to ono szybko zostanie zastąpione innym świństwem, często zresztą dużo groźniejszym. Z tym właśnie mamy do czynienia w Polsce. To taki paragraf 22: im bardziej kontrolujemy, tym gorsze są tego efekty. Dilerzy są pod tym względem bezwzględni i nie ma co liczyć na ich dobre serce.

Z drugiej strony edukacja w szkołach pod kątem dopalaczy i narkotyków też szwankuje...

Tak rzeczywiście jest, ale możemy też mówić o głupocie tych, którzy sięgają po takie środki. Od dwóch tygodni wszystkie media piszą i mówią o tym, co się dzieje. Po takiej wrzawie medialnej powinno się dotrzeć do potencjalnych klientów. A my co? Kolejne rzesze lądują w szpitalu po takich środkach. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że dwie rzeczy nie mają granic: łaska boska i głupota ludzka. I to najlepiej widać na tym właśnie przykładzie.

Czy fakt, że od 1 lipca wiele dopalaczy zaczęto traktować jak narkotyki, może coś zmienić?

Teoretycznie oczywiście tak. Po pierwsze, dopóki to jest wyłącznie tzw. nowa substancja psychoaktywna, dopóty w zasadzie tylko inspekcja sanitarna może wkraczać, zamykając niby legalne sklepy albo konfiskując dopalacze znalezione w innych okolicznościach. Grożą za to olbrzymie kary pieniężne, do miliona złotych. To powinno wystarczyć. Natomiast w momencie gdy substancje te wciągnięte zostają na listę narkotyków, wszelkie czynności ich dotyczące, z posiadaniem włącznie, stają się przestępstwami.

To może zwiększać skuteczność pewnych działań?

Może, ale na podziemie nie ma dobrego sposobu. Potrzebna jest dobra operacyjna praca, która niestety czasami musi trwać latami. Ale równocześnie trzeba pamiętać o jednym: wciąganie dopalaczy na listę narkotyków powoduje, iż substancje te spychane są z szarej strefy, jaką są tzw. smartshopy, do całkowitego podziemia. To wbrew pozorom wcale nie ułatwia walki z nimi.

Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, kiedy dochodzi do tragicznych zdarzeń, od razu pojawiają się cudowne pomysły na uzdrowienie sytuacji... Jedni mówią o certyfikowaniu substancji. W efekcie tylko te przebadane miałyby być dopuszczone do obrotu.

To szaleństwo, jeśli chodzi o substancje psychoaktywne. Są ich zapewne dziesiątki, a może nawet setki tysięcy. Niewiele osób wie, że mówiąc o certyfikowaniu takich substancji, trzeba by osobno wpisać na listę substancji dozwolonych alkohol, kawę, a nawet herbatę. To są niewątpliwe substancje psychoaktywne i bez takiego certyfikatu stałyby się nielegalne. Ale musiałoby to zapewne dotyczyć też benzyny, farb, lakierów, rozpuszczalników, bo one wszystkie mogą mieć efekty psychoaktywne. Nie wiem, jak ktoś, kto rzuca taki pomysł, wyobraża sobie przebieg takiego certyfikowania i czy myśli o zamieszaniu, jakie mogłoby powstać. Poza tym mamy wolność obrotu gospodarczego. Taka lista dozwolonych środków mogłaby się okazać niezgodna z konstytucją, a także z prawem europejskim. Nie wspominając już o dramatycznych skutkach dla rynku farmaceutycznego, prac nad nowymi lekami itp. To mógłby być autentyczny horror. Pomijam już to, że nigdzie na świecie nikt nawet nie próbował czegoś takiego.

Padają też pomysły, by zaostrzyć kary dla handlarzy. To mogłoby pomóc?

To pierwsza rzecz, która się nasuwa każdemu politykowi. Kary i tak nie są łagodne, a spektakularnych efektów nie ma nigdzie na świecie. Nielegalny handel narkotykami czy dopalaczami przynosi duże dochody i wielu ludzi, nawet jeśli kary będą surowsze, i tak z niego nie zrezygnuje. Proszę mi wierzyć, że można by np. wprowadzić karę śmierci, która na jakiś czas by przestraszyła potencjalnych handlarzy, ale po pewnym czasie sytuacja i tak wróciłaby do normy. W Indonezji nawet za drobne przestępstwa narkotykowe wymierza się i wykonuje karę śmieci. Wszyscy o tym wiedzą. A ciągle znajdują się osoby, które zajmują się tym procederem.

Jest jakiś sposób, by sobie z tym poradzić?

Łapanie dilerów nie jest proste. Zwykłe przestępstwo ma zawsze osobę pokrzywdzoną, która idzie na policję i mówi: padłam ofiarą przestępstwa. W kryminologii mówi się, że przestępstwa związane z dopalaczami są to przestępstwa bez ofiar, bo nie ma osoby, która przyjdzie i poinformuje o nim. Policja musi sobie radzić sama, innymi sposobami. Ale z jaką częstotliwością policja może stosować prowokacje, zakup kontrolowany i inne specjalne techniki śledcze? Te sposoby mają swoje granice, wynikające nie tylko z przepisów prawnych, ale przede wszystkim z sił i środków, jakimi dysponuje policja w państwie prawa. Nadzieja, że metodami represyjnymi uda się całkowicie zlikwidować tego typu zjawiska, jest po prostu naiwnością.

—rozmawiała Agata Łukaszewicz

Rz: Od kilkunastu dni z całej Polski napływają informacje o zgubnych skutkach zażywania dopalacza pod nazwą Mocarz. Czy można było uniknąć tego, co się wydarzyło?

Krzysztof Krajewski, profesor zwyczajny w Katedrze Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego: Przypuszczam, że nie. To pod wieloma względami walka z wiatrakami. Sam do końca nie jestem pewien, co leżało u źródeł tego, co w ostatnich dniach się stało. Policja mówi, że ze względu na wejście w życie noweli do ustawy dilerzy zaczęli się gwałtownie wyzbywać towaru zdelegalizowanego.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów