Onet.pl opisuje sprawę Marka Jarockiego, przedsiębiorcy z Tychów, który 24 października 2020 r. zorganizował protest przed siedzibą Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach. Pikieta była reakcją na głośną decyzję Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Interweniowała policja. Mężczyzna nie przyjął mandatu, więc funkcjonariusze skierowali sprawę do sądu.

Policja zarzuciła mu zorganizowanie demonstracji wbrew wprowadzonemu zakazowi zgromadzeń z powodu pandemii koronawirusa, rozłożenie na chodniku banerów i nie reagowanie na wydawane polecenia. Dodatkowo mężczyzna miał naruszyć prawo grafiką na swojej maseczce. Widniał na niej napis "PiS", ale literę "i" symbolizował środkowy palec dłoni, obrazujący obraźliwy gest.

– Formułowanie takich zarzutów, jak we wniosku o ukaranie, jawi się jako oczywiste nadużycie prawa i próbę wykorzystania go dla zniechęcenia obywateli, którzy w pokojowych protestach korzystali i korzystają z prawa do wyrażania własnych poglądów i opinii. Istotą konstytucyjnej wolności zgromadzeń jest siła oddziaływania zgromadzenia na władzę, manifestowanie własnych poglądów przez uczestników – stwierdziła sędzia Maja Łysko z Sądu Rejonowego Katowice Wschód.

Sędzia w uzasadnieniu wskazała, że zarzucone przedsiębiorcy czyny nie zawierają znamion wykroczenia i umorzyła sprawę. Dodawała przy tym, że zakaz zgromadzeń został wprowadzony rozporządzeniem, a nie ustawą, co oznacza, że pikieta była legalna.

– W społeczeństwie demokratycznym prawo do swobodnego, pokojowego zgromadzania się jest prawem podstawowym. Wykorzystywanie przepisów prawa w sprawach politycznych manifestacji, czy też demonstracji wolnościowych jest dalece niekorzystne i zaostrza wręcz konflikty na linii prawodawca-społeczeństwo. Oskarżyciel w nieuprawniony sposób chciał ograniczyć wolność słowa w demokratycznym społeczeństwie – poskreślała.